I do mnie dotarł tag.
Otrzymałam go od Aktualnej z bloga Życie na szpilkach oraz Tubbi z bloga http://cimci-rimci.blogspot.com/.
Dziękuję bardzo!
Przyznam się, że uwielbiam oglądać mieszkanka kosmetyków na innych blogach.
Zasady Taga "Jak mieszkają Twoje kosmetyki?":
Pokaż na zdjęciach jak przechowujesz swoje produkty do pielęgnacji, makijażu, lakiery i perfumy - nie ma w tym zakresie żadnych ograniczeń. Wprowadź wirtualnie czytelniczki do wszystkich zakamarków, w których zamieszkują Twoje kosmetyki - do łazienki, toaletki,
a może nawet lodówki (ja w niej trzymam niektóre kremy ;-)
Przekaż taga 10 kolejnym blogerkom i napisz kto przekazał go Tobie.
Poinformuj osobę, która Cię otagowała o Twojej odpowiedzi na ten tag - na przykład w komentarzu pod jej najnowszą notką.
Napiszę od razu, że nie będę nikogo tagować, bo większośc znanych mi blogerek już otagowana zostałą:)
A teraz przejdźmy do rzeczy.
Mieszkam w mieszkaniu studenckim, a więc mam ograniczoną ilość miejsca na moje szpargały. Do tego dzielę pokój z moim mężczyzną.
Zaczniemy od łazienki.
Tutaj do dyspozycji mam kawałek miejsca przy wannie, gdzie trzymam wszystkie produkty potrzebne mi w kąpieli:
Dalej przy lustrze rzeczy pierwszej potrzeby:
W szafce, którą dzielę z Ukochanym, trzymam produkty do ciała i do włosów oraz małe zapasy:
Przechodzimy do pokoju. Tutaj mam komodę, na komodzie stoją znowu rzeczy które muszę mieć zawsz epod ręka (jak krem do rąk i do stóp), lusterko oraz pędzle:
W tejże komodzie moja jest cała duża szuflada, której nie udało mi się zmieścić na jednym zdjęciu. Trzymam w niej kolorówkę i perfumy:
Jako, że jestem perfumową maniaczką, perfum mam sporo i te , które nie zmieściły się w szufladzie, trzymam jeszcze w małej tekturowej komódce z Ikei:
Na zdjęciach nie ujełam jeszcze kartonu który stoi przy łóżku, a w którym trzymam produkty otrzymane do testów.
Uff i to by było na tyle. Nie jest jeszcze aż tak źle z ilością, chociaż i tak powinnam się ograniczyć, zwłaszcza, że co chwilę dochodzi coś nowego:)
Pages
Współpraca z Virtual.
Miło mi jest napisać, że dostałam dzisiaj paczkę od firmy Virtual.
Jest to kolejna firma, z którą nawiązałam współpracę i której kosmetyki będę miała przyjemność testować.
Zapraszam do odwiedzenia ich strony: http://www.virtual-virtual.com/
Ostatnio mam tak wiele kosmetyków do testów, że nie wiem za co złapać. Ogromnie cieszy mnie ten stan:)
A oto, co dostałam:
Jest to kolejna firma, z którą nawiązałam współpracę i której kosmetyki będę miała przyjemność testować.
Zapraszam do odwiedzenia ich strony: http://www.virtual-virtual.com/
Ostatnio mam tak wiele kosmetyków do testów, że nie wiem za co złapać. Ogromnie cieszy mnie ten stan:)
A oto, co dostałam:
Nowość- Klejnoty Kaszmiru od Virtual.
Klejnoty Kaszmiru. Prawda, że działająca na zmysły nazwa?
W ofercie firmy Virtual pojawiła się nowa kolekcja cieni właśnie o takiej orientalnej nazwie.
Sięga ona po cztery niezwykłe kamienie szlachetne:
Magnetyzujący szafir, energetyzujący rubin, ożywczy cytryn i oczyszczający turmalin –stały się składnikami najnowszych cieni Virtual.
Kolekcja składa się z 40 nowych kolorów cieni z dodatkiem szlachetnych kamieni z Kaszmiru. W kolekcji znajdują się zarówno cienie matowe, jak i z drobinkami brokatu, metalicznym połyskiem oraz z satynowym wykończeniem. Kolekcja jest oparta na technologii mikronizacji pigmentów i kamieni szlachetnych. Dzięki temu wszystkie składniki są idealnie rozdrobnione, a cienie są trwałe, nie osypują się podczas aplikacji i zapewniają dobre wybarwianie koloru. Miękka, jedwabista struktura sprawia, że kolor z łatwością przenosi się na powiekę. Bogate we właściwości odżywcze i regenerujące naturalne minerały działają kojąco na skórę, dotleniają ją, tworzą naturalną barierę ochronną przed czynnikami zewnętrznymi.
W kolekcji znajdziemy:
Cienie MONO z dodatkiem Turmalinu:
Cienie DUO z dodatkiem Rubinu:
Cienie TRIO z dodatkiem Szafiru
Cienie QUATTRO z dodatkiem Cytrynu:
Ceny od 9,50 za cienie pojedyncze do nieco ponad 12zł za czwórki.
Ja jestem zachwycona połączeniem kamieni szlachetnych, intrygującego orientu i cieni do powiek.
Jak Wam się podoba ta kolekcja?
W ofercie firmy Virtual pojawiła się nowa kolekcja cieni właśnie o takiej orientalnej nazwie.
Sięga ona po cztery niezwykłe kamienie szlachetne:
Magnetyzujący szafir, energetyzujący rubin, ożywczy cytryn i oczyszczający turmalin –stały się składnikami najnowszych cieni Virtual.
Kolekcja składa się z 40 nowych kolorów cieni z dodatkiem szlachetnych kamieni z Kaszmiru. W kolekcji znajdują się zarówno cienie matowe, jak i z drobinkami brokatu, metalicznym połyskiem oraz z satynowym wykończeniem. Kolekcja jest oparta na technologii mikronizacji pigmentów i kamieni szlachetnych. Dzięki temu wszystkie składniki są idealnie rozdrobnione, a cienie są trwałe, nie osypują się podczas aplikacji i zapewniają dobre wybarwianie koloru. Miękka, jedwabista struktura sprawia, że kolor z łatwością przenosi się na powiekę. Bogate we właściwości odżywcze i regenerujące naturalne minerały działają kojąco na skórę, dotleniają ją, tworzą naturalną barierę ochronną przed czynnikami zewnętrznymi.
W kolekcji znajdziemy:
Cienie MONO z dodatkiem Turmalinu:
Cienie DUO z dodatkiem Rubinu:
Cienie TRIO z dodatkiem Szafiru
Cienie QUATTRO z dodatkiem Cytrynu:
Ceny od 9,50 za cienie pojedyncze do nieco ponad 12zł za czwórki.
Ja jestem zachwycona połączeniem kamieni szlachetnych, intrygującego orientu i cieni do powiek.
Jak Wam się podoba ta kolekcja?
Galaretka pod prysznic Organique.
Galaretka pod prysznic Organique pochodzi z linii Anti- Allergic.
Jest to linia stworzona dla osób borykajacych się z problemem suchej, wrażliwej i alergicznej skóry.Dzięki zastosowaniu składników łągodzacych i jedwabiu, koi podrażnienia i przyspiesza procesy regeneracyjne.
Anti-Allergic Shower Jelly to jedwabisty żel do mycia, oparty na bardzo delikatnych składnikach myjących. Ze względu na swój naturalny skład, subtelny zapach i neutralne ph może być także używany przez kobiety w ciąży oraz do pielęgnacji skóry dzieci.
Rzut oka na skład, i faktycznie możemy przekonać się, że nie ma żadnych ostrych środków chemicznych:
Moja mama jest alergiczką, do mycia używa specjalnego mydla. Dałam jej do wypróbowania ten kosmetyk i faktycznie, nie było podrażnień ani przesuszonej skóry. Czyli obietnica producenta spełniona:)
Sam że ma lekko żółtawy kolor, zamknięty jest w wygodnej buteleczce o standardowej pojemnosci 250ml.
Żel ma bardzo ciekawą konsystencje- dośc lejącą, śliską, coś jakby olejek, co mnie akurat bardzo odpowiada- daje wrażenie nawilżenia skóry juz podczas mycia. Kosmetyk ten w buteleczce wypełniony jest bąbelkami powietrza:)
Bardzo przyjemnie się go stosuje, nie wysusza skóry, a wręcz ją koi, chociaż ja i tak po myciu stosuję balsam.
Całą linia ma przepiękny zapach magnolii, który utrzymuje się na skórze przez kilka godzin.
Bardzo przyjemny produkt, godny polecenia!
Jest to linia stworzona dla osób borykajacych się z problemem suchej, wrażliwej i alergicznej skóry.Dzięki zastosowaniu składników łągodzacych i jedwabiu, koi podrażnienia i przyspiesza procesy regeneracyjne.
Anti-Allergic Shower Jelly to jedwabisty żel do mycia, oparty na bardzo delikatnych składnikach myjących. Ze względu na swój naturalny skład, subtelny zapach i neutralne ph może być także używany przez kobiety w ciąży oraz do pielęgnacji skóry dzieci.
Rzut oka na skład, i faktycznie możemy przekonać się, że nie ma żadnych ostrych środków chemicznych:
Moja mama jest alergiczką, do mycia używa specjalnego mydla. Dałam jej do wypróbowania ten kosmetyk i faktycznie, nie było podrażnień ani przesuszonej skóry. Czyli obietnica producenta spełniona:)
Sam że ma lekko żółtawy kolor, zamknięty jest w wygodnej buteleczce o standardowej pojemnosci 250ml.
Żel ma bardzo ciekawą konsystencje- dośc lejącą, śliską, coś jakby olejek, co mnie akurat bardzo odpowiada- daje wrażenie nawilżenia skóry juz podczas mycia. Kosmetyk ten w buteleczce wypełniony jest bąbelkami powietrza:)
Bardzo przyjemnie się go stosuje, nie wysusza skóry, a wręcz ją koi, chociaż ja i tak po myciu stosuję balsam.
Całą linia ma przepiękny zapach magnolii, który utrzymuje się na skórze przez kilka godzin.
Bardzo przyjemny produkt, godny polecenia!
Vipera Cashmere Veil.
"Pudrowa mgiełka woaluje cerę nie nadając kolorytu". Prawda, że cudownie brzmi?
Taki napis widnieje na transparentnym pudrze matującym, który dostałam od firmy Vipera.
Puder z serii „Cashmere Veil” zawiera Składniki Mineralne oraz Filtry UV. Stylizuje i wyrównuje karnację, profesjonalnie tuszuje niedoskonałości. Zapewnia efektowne wykończenie makijażu oraz aksamitną gładkość cery.
Pudry dostępne są w kilku odcieniach:
* Brązujący, Wielofunkcyjny ze złocistym blaskiem – 701
* Brązujący, Ożywiający Cerę z drobinkami srebra - 702
* Transparentny, Matujący, uniwersalny, lekki – 703
* Rozświetlający Cerę, Transparentny z odmładzającymi drobinkami – 709
* Lekko Koloryzujące dla każdej cery – 705, 706, 707 i 710
Ja mam odcień 703, czyli transparentny- doskonale dopasowuje się do każdej cery, matowi nieestetyczne świecenie się skóry, nie kolorując utrwala makijaż, a nawet wielokrotnie nakładany, nie odkłada się widoczną warstwą na skórze.
Puder ma śliczne opakowanie z lusterkiem- stylizowane na Art Deco. Wydaje się być solidne, choć wolę nie sprawdzać, czy wytrzyma upadek:) Sam puder w środku osłonięty jest folią ochronną,a do niego dołączona jest gąbeczka. Nie wypowiem się o niej, bo używam pędzla.
Na zdjęciu kolor wyszedł trochę ciemniejszy niż w rzeczywistości- na żywo to jasny beżyk. Puder jest tłoczony w eleganckie maziaje:)Wygodnie się go używa i jak to z pudrami prasowanymi bywa- starczy na baaardzo długo - jest go 13 gram.
Producent obiecuje naturalny wygląd, utrwalenie makijażu i uszlachetnienie cery. I tutaj kosmetyk spisuje się jak należy. Nie bieli, ani nie zmienia koloru cery ( tym samym również nie wyrównuje kolorytu- ale to nie jego zadanie). Nie widać go na twarzy- nie podkreśla włosków ani suchych skórek.
Jeśli chodzi o matowienie- na upały nie ma rady, skóra po ok 2/3h zaczyna się świecić, ale nie ma problemu- można spokojnie nałożyć następną warstwę- nie będzie efektu maski.
Puder delikatnie pachnie- takimi luksusowymi, buduarowymi perfumami- przyjemność używania jest przez to większa;) Ja jestem bardzo zadowolona.
Taki napis widnieje na transparentnym pudrze matującym, który dostałam od firmy Vipera.
Puder z serii „Cashmere Veil” zawiera Składniki Mineralne oraz Filtry UV. Stylizuje i wyrównuje karnację, profesjonalnie tuszuje niedoskonałości. Zapewnia efektowne wykończenie makijażu oraz aksamitną gładkość cery.
Pudry dostępne są w kilku odcieniach:
* Brązujący, Wielofunkcyjny ze złocistym blaskiem – 701
* Brązujący, Ożywiający Cerę z drobinkami srebra - 702
* Transparentny, Matujący, uniwersalny, lekki – 703
* Rozświetlający Cerę, Transparentny z odmładzającymi drobinkami – 709
* Lekko Koloryzujące dla każdej cery – 705, 706, 707 i 710
Ja mam odcień 703, czyli transparentny- doskonale dopasowuje się do każdej cery, matowi nieestetyczne świecenie się skóry, nie kolorując utrwala makijaż, a nawet wielokrotnie nakładany, nie odkłada się widoczną warstwą na skórze.
Puder ma śliczne opakowanie z lusterkiem- stylizowane na Art Deco. Wydaje się być solidne, choć wolę nie sprawdzać, czy wytrzyma upadek:) Sam puder w środku osłonięty jest folią ochronną,a do niego dołączona jest gąbeczka. Nie wypowiem się o niej, bo używam pędzla.
Na zdjęciu kolor wyszedł trochę ciemniejszy niż w rzeczywistości- na żywo to jasny beżyk. Puder jest tłoczony w eleganckie maziaje:)Wygodnie się go używa i jak to z pudrami prasowanymi bywa- starczy na baaardzo długo - jest go 13 gram.
Producent obiecuje naturalny wygląd, utrwalenie makijażu i uszlachetnienie cery. I tutaj kosmetyk spisuje się jak należy. Nie bieli, ani nie zmienia koloru cery ( tym samym również nie wyrównuje kolorytu- ale to nie jego zadanie). Nie widać go na twarzy- nie podkreśla włosków ani suchych skórek.
Jeśli chodzi o matowienie- na upały nie ma rady, skóra po ok 2/3h zaczyna się świecić, ale nie ma problemu- można spokojnie nałożyć następną warstwę- nie będzie efektu maski.
Puder delikatnie pachnie- takimi luksusowymi, buduarowymi perfumami- przyjemność używania jest przez to większa;) Ja jestem bardzo zadowolona.
Brązujące nowości od Bourjois.
U naszych zachodnich sąsiadów pojawiły się letnie nowości Bourjois- linia Delices de Soleil.
Bo któż nie lubi być latem opalony? A najzdrowiej zrobić to za pomocą kosmetyków, i na przeciw tym oczekiwaniom wychodzi właśnie Bourjois.
W skład linii wchodzi:
Smakowity brązujący puder w kompakcie:
Dwukolorowy mineralny puder sypki:
Brązująca mgiełka do ciała:
Dwa nowe letnie odcienie błyszczyków 3d, wodoodporne!:
Kosmetyki są tak smakowite, że chętnie przygarnęłabym je wszystkie, tym bardziej, że jestem gorącą zwolenniczką wszelkiego rodzaju bronzerów, bo nie cierpię się opalać:)
Pozostaje tylko wypatrywać, kiedy te produkty dotrą i do nas!
Bo któż nie lubi być latem opalony? A najzdrowiej zrobić to za pomocą kosmetyków, i na przeciw tym oczekiwaniom wychodzi właśnie Bourjois.
W skład linii wchodzi:
Smakowity brązujący puder w kompakcie:
Dwukolorowy mineralny puder sypki:
Brązująca mgiełka do ciała:
Dwa nowe letnie odcienie błyszczyków 3d, wodoodporne!:
Kosmetyki są tak smakowite, że chętnie przygarnęłabym je wszystkie, tym bardziej, że jestem gorącą zwolenniczką wszelkiego rodzaju bronzerów, bo nie cierpię się opalać:)
Pozostaje tylko wypatrywać, kiedy te produkty dotrą i do nas!
Organique Energizing Szampon.
Linia Enegizing Organique polecana jest zwłaszcza dla osób ceniących aktywność, świeżość oraz dbających o sylwetkę. Pięknie pachnie guaraną, dodaje witalności zmęczonej skórze i włosom, zapewniając im nawilżenie, dotlenienie oraz promienny, zdrowy wygląd. Owoc guarany pobudza ciało i zmysły, a dzięki zawartości naturalnej kofeiny poprawia mikrokrążenie.
Ja dostałam do testów szampon z tej linii. Jak informuje producent, szampon przeznaczony jest do pielęgnacji włosów szarych, matowych oraz suchych na końcówkach. Zawiera guaranę i wygładzający jedwab. Skutecznie oczyszcza i odświeża skórę głowy, nadając włosom lekkość, gładkość i zdrowy wygląd.
Co ja na to?
Muszę przyznać, że jest to najlepszy szampon jaki w ostatnim czasie miałam okazję używać. Umyłam nim już głowę kilka razy i to wystarczyło,żeby wyrobić sobie pozytywna o nim opinie.
Szampon zamknięty jest w plastikowej, wygodnej buteleczce, o pojemności 250ml. Na etykiecie podobnie jak w przypadku peelingu znajdziemy informacje o braku sls, parabenów i tym podobnych chemikaliów.
I rzeczywiście, można samemu się o tym przekonać- szampon bardzo słabo się pieni. Dla mnie jest to zdecydowanym plusem (mimo mniejszego komfortu używania) bo świadczy o tym, że produkt nie zawiera żadnych ostrych detergentów.Przez to, że się nie pieni, istnieje ryzyko, że będzie mniej wydajny niż szampony s slsami, ale czymże to jest w porównaniu z takim naturalnym składem?
Mimo to, przyjemnie się o używa, ładnie pachnie.
Zapytacie, czym się tu podniecać? Ano, że jest jedyny szampon, który nie plącze mi włosów! Włosy podczas mycia sa jedwabiście gładkie, zupełnie, jakby szampon naładowany był silikonami ( a nie jest!). Również po myciu włosy łatwo się rozczesują, są miękkie, puszyste i nawilżone. A co najważniejsze, na drugi dzień też tak wyglądają:)
Ja dostałam do testów szampon z tej linii. Jak informuje producent, szampon przeznaczony jest do pielęgnacji włosów szarych, matowych oraz suchych na końcówkach. Zawiera guaranę i wygładzający jedwab. Skutecznie oczyszcza i odświeża skórę głowy, nadając włosom lekkość, gładkość i zdrowy wygląd.
Co ja na to?
Muszę przyznać, że jest to najlepszy szampon jaki w ostatnim czasie miałam okazję używać. Umyłam nim już głowę kilka razy i to wystarczyło,żeby wyrobić sobie pozytywna o nim opinie.
Szampon zamknięty jest w plastikowej, wygodnej buteleczce, o pojemności 250ml. Na etykiecie podobnie jak w przypadku peelingu znajdziemy informacje o braku sls, parabenów i tym podobnych chemikaliów.
I rzeczywiście, można samemu się o tym przekonać- szampon bardzo słabo się pieni. Dla mnie jest to zdecydowanym plusem (mimo mniejszego komfortu używania) bo świadczy o tym, że produkt nie zawiera żadnych ostrych detergentów.Przez to, że się nie pieni, istnieje ryzyko, że będzie mniej wydajny niż szampony s slsami, ale czymże to jest w porównaniu z takim naturalnym składem?
Mimo to, przyjemnie się o używa, ładnie pachnie.
Zapytacie, czym się tu podniecać? Ano, że jest jedyny szampon, który nie plącze mi włosów! Włosy podczas mycia sa jedwabiście gładkie, zupełnie, jakby szampon naładowany był silikonami ( a nie jest!). Również po myciu włosy łatwo się rozczesują, są miękkie, puszyste i nawilżone. A co najważniejsze, na drugi dzień też tak wyglądają:)
Olejek do masażu twarzy Synesis.
Wczoraj postanowiłam się troszeczkę rozpieścić i zrobić sobie małą sesję SPA.
Głównym punktem wieczoru był masaż twarzy z użyciem olejku do masażu twarzy Synesis.
Olejek do masażu wzbogacono niezwykle aktywnymi surowcami tłoczonymi na zimno, takimi jak: olej arganowy, oliwa z oliwek, olejek z palmy sabałowej oraz ekstrakt z jęczmienia, który działa łagodząco na skórę suchą i bardzo suchą. Olejek do masażu twarzy Synesis zawiera także olej z nasion bawełny tłoczony na zimno, witaminę E i C oraz hydroksyprolinę, która ma działanie silne przeciwzmarszczkowe, nawilżające i zwalczające wolne rodniki.
Producent obiecuje relaks po męczącym dniu oraz efekt plastycznej i odżywionej twarzy.
Do olejku dołączony był opis produktu oraz zawartych składników oraz instrukcja stosowania. Duży plus!
Sam kosmetyk zamknięty jest w pięknej, szklanej buteleczce o pojemności 30ml. Ma bardzo wygodny aplikator- zakraplacz, pozwalający precyzyjne odmierzyć ilość olejku. Kilka kropel wystarczy, by wykonać kilkunastominutowy masaż twarzy i szyi, bez konieczności dobierania więcej, dlatego kosmetyk wydaje się być bardzo wydajnym.
Sam komfort stosowania jest naprawdę duży- palce przyjemnie ślizgają się po skórze. Miałam wręcz wrażenie jak rozprostowują mi się drobne zmarszczki:)
Konsystencja jest olejkowata, ale nie tłusta! Dzięki czemu olejek stopniowo wchłania się podczas masażu.I to mnie naprawdę mocno zdziwiło- wchłonął się całkowicie, nie pozostawiając żadnej lepkiej ani tłustej warstwy ! Za to skóra w dotyku po uzyciu jest miękka i jedwabiście gładka.To jest to co lubię!
Jedyną rzeczą, do której mogłabym się przyczepić, to brak zapachu- kosmetyk jest całkowicie bezzapachowy, co mnie odrobinkę rozczarowało, bo wiecie dobrze jaka jestem zakręcona na punkcie kosmetyków zapachowych. Ale jestem w stanie to wybaczyć za tę kroplę olejkowego luksusu w szare dni:)
Olejek kupicie TUTAJ
Głównym punktem wieczoru był masaż twarzy z użyciem olejku do masażu twarzy Synesis.
Olejek do masażu wzbogacono niezwykle aktywnymi surowcami tłoczonymi na zimno, takimi jak: olej arganowy, oliwa z oliwek, olejek z palmy sabałowej oraz ekstrakt z jęczmienia, który działa łagodząco na skórę suchą i bardzo suchą. Olejek do masażu twarzy Synesis zawiera także olej z nasion bawełny tłoczony na zimno, witaminę E i C oraz hydroksyprolinę, która ma działanie silne przeciwzmarszczkowe, nawilżające i zwalczające wolne rodniki.
Producent obiecuje relaks po męczącym dniu oraz efekt plastycznej i odżywionej twarzy.
Do olejku dołączony był opis produktu oraz zawartych składników oraz instrukcja stosowania. Duży plus!
Sam kosmetyk zamknięty jest w pięknej, szklanej buteleczce o pojemności 30ml. Ma bardzo wygodny aplikator- zakraplacz, pozwalający precyzyjne odmierzyć ilość olejku. Kilka kropel wystarczy, by wykonać kilkunastominutowy masaż twarzy i szyi, bez konieczności dobierania więcej, dlatego kosmetyk wydaje się być bardzo wydajnym.
Sam komfort stosowania jest naprawdę duży- palce przyjemnie ślizgają się po skórze. Miałam wręcz wrażenie jak rozprostowują mi się drobne zmarszczki:)
Konsystencja jest olejkowata, ale nie tłusta! Dzięki czemu olejek stopniowo wchłania się podczas masażu.I to mnie naprawdę mocno zdziwiło- wchłonął się całkowicie, nie pozostawiając żadnej lepkiej ani tłustej warstwy ! Za to skóra w dotyku po uzyciu jest miękka i jedwabiście gładka.To jest to co lubię!
Jedyną rzeczą, do której mogłabym się przyczepić, to brak zapachu- kosmetyk jest całkowicie bezzapachowy, co mnie odrobinkę rozczarowało, bo wiecie dobrze jaka jestem zakręcona na punkcie kosmetyków zapachowych. Ale jestem w stanie to wybaczyć za tę kroplę olejkowego luksusu w szare dni:)
Olejek kupicie TUTAJ
Kolejna współpraca i pytanie.
Nawiązałam współprace z dwiema kolejnymi firmami i wczoraj dotarły do mnie paczuszki.
Pierwsza paczką od firmy Synesis. Jest to polska marka kosmetyków naturalnych i ekologicznych, z certyfikatem Ecolabel.Seria kosmetyków produkowanych przez firmę Synesis skierowana jest do kobiet, ze skórą skłonną do alergii. Wszystkie produkty z tej firmy charakteryzują się wysokim stopniem bezpieczeństwa.
Zapraszam na ich stronę i do sklepu z kosmetykami: http://www.synesis.pl/
Paczka od Synesis cieszyła oko i zaspokajała zmysł estetyczny. Kosmetyk był elegancko zapakowany, a do niego dołączona była kartka z odręcznie napisanym liścikiem. Pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem do klienta!
Nie dość, że dobrze świadczy to o firmie, to jeszcze ja odpakowując paczuszkę czułam się naprawdę luksusową kobietą:)
W środku miałam nie mniej luksusową zawartość, mianowicie Olejek do masażu twarzy oraz dwie próbki z maseczką miętową.
Druga paczuszka i współpraca pochodzi od firmy Vipera. Jest to oczywiście polska firma, której chyba nikomu nie muszę przedstawiać, bo kosmetyki są znane i lubiane od dawna.
Zachęcam za to do zapoznania się z najnowszymi kolekcjami: http://vipera.com.pl
Oto co dostałam:
O jakim produkcie chciałybyście najpierw przeczytać, co mam przetestować w trybie pilnym? Piszcie:)
I jeszcze jedno pytanko do Was z serii, co byście wybrały na moim miejscu:) mam pewien niewielki fundusz, który zamierzam upłynnić w najbliższym czasie w Sephorze i waham się pomiędzy dwoma kosmetykami:
Samoopalającą bazą Clarins
oraz pudrem Clinique maskującym zaczerwienienia
a może jeszcze coś innego?
Pierwsza paczką od firmy Synesis. Jest to polska marka kosmetyków naturalnych i ekologicznych, z certyfikatem Ecolabel.Seria kosmetyków produkowanych przez firmę Synesis skierowana jest do kobiet, ze skórą skłonną do alergii. Wszystkie produkty z tej firmy charakteryzują się wysokim stopniem bezpieczeństwa.
Zapraszam na ich stronę i do sklepu z kosmetykami: http://www.synesis.pl/
Paczka od Synesis cieszyła oko i zaspokajała zmysł estetyczny. Kosmetyk był elegancko zapakowany, a do niego dołączona była kartka z odręcznie napisanym liścikiem. Pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem do klienta!
Nie dość, że dobrze świadczy to o firmie, to jeszcze ja odpakowując paczuszkę czułam się naprawdę luksusową kobietą:)
W środku miałam nie mniej luksusową zawartość, mianowicie Olejek do masażu twarzy oraz dwie próbki z maseczką miętową.
Druga paczuszka i współpraca pochodzi od firmy Vipera. Jest to oczywiście polska firma, której chyba nikomu nie muszę przedstawiać, bo kosmetyki są znane i lubiane od dawna.
Zachęcam za to do zapoznania się z najnowszymi kolekcjami: http://vipera.com.pl
Oto co dostałam:
O jakim produkcie chciałybyście najpierw przeczytać, co mam przetestować w trybie pilnym? Piszcie:)
I jeszcze jedno pytanko do Was z serii, co byście wybrały na moim miejscu:) mam pewien niewielki fundusz, który zamierzam upłynnić w najbliższym czasie w Sephorze i waham się pomiędzy dwoma kosmetykami:
Samoopalającą bazą Clarins
oraz pudrem Clinique maskującym zaczerwienienia
a może jeszcze coś innego?
Peeling do ciała Bloom Essence Organique.
Na pierwszy ogień w moich testach poszedł cukrowy peeling do ciała z serii Bloom Essence.
Seria ta powstała specjalnie dla kobiet, w trosce o ich wrażliwą skórę. Kosmetyki oparte są na łagodnych formułach i składnikach naturalnych, które zapewniają skórze komfort i zdrowy wygląd, wydobywając jej naturalne piękno.
Seria oparta jest na trzech głównych składnikach aktywnych:
- wyciągu z japońskiej wiśni- który m.in. zmiękcza i nawilża skórę
- sepicalm vg- kompleks zawierający wyciąg z lilii wodnej, który łagodzi skutki stresu i podrażnień oraz chroni DNA skóry przed działaniem czynników zewnętrznych
- babka lancetowata- która m.in chroni skórę przed starzeniem i przyspiesza jej regenerację
Sam peeling jest w plastikowym, wygodnym opakowaniu (które wygląda jak szklane) z metalową nakrętką, o pojemności 200mlo. Łatwo się go nabiera, łatwo zakręca,opakowanie jest bardzo wygodne. Na wieczku znajdziemy naklejkę z informacją:
Safe Formula
No ethanolamines No phtalates
No peg, sles, als, sls
No parafinum No Mineral Oil
No synthetic dye & derivatives
No parabens.
Czyli mamy bezpieczną formułę, bez szkodliwych, chemicznych substancji, za to opartą na składnikach naturalnych: kryształkach cukru, oleju sojowym, wosku pszczelim, wyciągu z wiśni, babki lancetowatej i lili wodnej, maśle Shea.
Skład: Sucrose, Glycine Soja Oil, Ethylhexyl Cocoate, Cetearyl Alcohol, Beeswax, Glycerin, Prunus Serrulata Flower Extract, Sodium Palmitoyl Proline, Nymphaea Alba Flower Extract, Aqua, Plantago Lanceolata Leaf Extract, Butyrospermum Parkii Butter, Parfum.
( wszystkie zdjęcia można powiększyć)
Po otwarciu wieczka uderza nas soczyście różowy, energetyzujący kolor i piękny, kwiatowy zapach. Już za sam kolor można pokochać ten produkt:) Sam peeling stosujemy na wilgotne ciało- drobinki są ostre, nie topią się zbyt szybko, także już niewielką ilością możemy wygładzić znaczny obszar ciała. Ja użyłam go na całe ciało- sprawdził się zarówno na delikatnej skórze dekoltu jak i na szorstkich łokciach i kolanach.
Ogromnym plusem dla mnie jest konsystencja: drobinki cukrowe zanurzone są tak jakby w olejku
czego efektem jest po pierwsze doskonały poślizg peelingu na skórze, jak i nawilżenie ciała. Jeśli po użyciu osuszymy ciało delikatnie przykładając ręcznik, a nie pocierając, to pachnąca warstwa tegoż olejku utrzyma się na ciele- z związku z czym nie trzeba już stosować żadnego nawilżacza po kąpieli. Świetny patent dla spieszących się i dla leniuchów!
Do tego zapach utrzymuje się na ciele kilka godzin.
Podsumowując: minusów tego kosmetyku nie zauważyłam:)
Seria ta powstała specjalnie dla kobiet, w trosce o ich wrażliwą skórę. Kosmetyki oparte są na łagodnych formułach i składnikach naturalnych, które zapewniają skórze komfort i zdrowy wygląd, wydobywając jej naturalne piękno.
Seria oparta jest na trzech głównych składnikach aktywnych:
- wyciągu z japońskiej wiśni- który m.in. zmiękcza i nawilża skórę
- sepicalm vg- kompleks zawierający wyciąg z lilii wodnej, który łagodzi skutki stresu i podrażnień oraz chroni DNA skóry przed działaniem czynników zewnętrznych
- babka lancetowata- która m.in chroni skórę przed starzeniem i przyspiesza jej regenerację
Sam peeling jest w plastikowym, wygodnym opakowaniu (które wygląda jak szklane) z metalową nakrętką, o pojemności 200mlo. Łatwo się go nabiera, łatwo zakręca,opakowanie jest bardzo wygodne. Na wieczku znajdziemy naklejkę z informacją:
Safe Formula
No ethanolamines No phtalates
No peg, sles, als, sls
No parafinum No Mineral Oil
No synthetic dye & derivatives
No parabens.
Czyli mamy bezpieczną formułę, bez szkodliwych, chemicznych substancji, za to opartą na składnikach naturalnych: kryształkach cukru, oleju sojowym, wosku pszczelim, wyciągu z wiśni, babki lancetowatej i lili wodnej, maśle Shea.
Skład: Sucrose, Glycine Soja Oil, Ethylhexyl Cocoate, Cetearyl Alcohol, Beeswax, Glycerin, Prunus Serrulata Flower Extract, Sodium Palmitoyl Proline, Nymphaea Alba Flower Extract, Aqua, Plantago Lanceolata Leaf Extract, Butyrospermum Parkii Butter, Parfum.
( wszystkie zdjęcia można powiększyć)
Po otwarciu wieczka uderza nas soczyście różowy, energetyzujący kolor i piękny, kwiatowy zapach. Już za sam kolor można pokochać ten produkt:) Sam peeling stosujemy na wilgotne ciało- drobinki są ostre, nie topią się zbyt szybko, także już niewielką ilością możemy wygładzić znaczny obszar ciała. Ja użyłam go na całe ciało- sprawdził się zarówno na delikatnej skórze dekoltu jak i na szorstkich łokciach i kolanach.
Ogromnym plusem dla mnie jest konsystencja: drobinki cukrowe zanurzone są tak jakby w olejku
czego efektem jest po pierwsze doskonały poślizg peelingu na skórze, jak i nawilżenie ciała. Jeśli po użyciu osuszymy ciało delikatnie przykładając ręcznik, a nie pocierając, to pachnąca warstwa tegoż olejku utrzyma się na ciele- z związku z czym nie trzeba już stosować żadnego nawilżacza po kąpieli. Świetny patent dla spieszących się i dla leniuchów!
Do tego zapach utrzymuje się na ciele kilka godzin.
Podsumowując: minusów tego kosmetyku nie zauważyłam:)
Moje pierwsze DIY.
Kosmetyki Organique juz w fazie testów, a teraz chciałam się z Wami podzielić czymś innym.
Wiem, że to straszna głupota, ale cieszę się jak dziecko, że wyprodukowałam swoją pierwszą koszulkę i spodenki.Zauważyć należy, że nie mam kompletnie pomysłu i talentu do tego typu rzeczy, dlatego nawet taki drobiazg jest dla mnie wielkim osiągnięciem:)
A oto przepis:
1. Kupujemy koszulkę w lumpeksie: ja swoją zakupiłam za 5zł
2. Przeszukujemy dom i znajdujemy różne przydatne rzeczy, które mogą nam pomóc upiększyć zwykły ciuch:
3. Doczepiamy, doklejamy, doszywamy w zależności od umiejętności i cieszymy się swoją nową, niepowtarzalną koszulką:
To samo możemy zrobić ze spodenkami przy pomocy łańcuszka i starego kolczyka:
I mamy swoje własne DIY (Do it Yourself).
Mam nadzieję, że trochę Was to zainspirowało, bo to fajna zabawa, ja na pewno na tym nie poprzestanę:)
Wiem, że to straszna głupota, ale cieszę się jak dziecko, że wyprodukowałam swoją pierwszą koszulkę i spodenki.Zauważyć należy, że nie mam kompletnie pomysłu i talentu do tego typu rzeczy, dlatego nawet taki drobiazg jest dla mnie wielkim osiągnięciem:)
A oto przepis:
1. Kupujemy koszulkę w lumpeksie: ja swoją zakupiłam za 5zł
2. Przeszukujemy dom i znajdujemy różne przydatne rzeczy, które mogą nam pomóc upiększyć zwykły ciuch:
3. Doczepiamy, doklejamy, doszywamy w zależności od umiejętności i cieszymy się swoją nową, niepowtarzalną koszulką:
To samo możemy zrobić ze spodenkami przy pomocy łańcuszka i starego kolczyka:
I mamy swoje własne DIY (Do it Yourself).
Mam nadzieję, że trochę Was to zainspirowało, bo to fajna zabawa, ja na pewno na tym nie poprzestanę:)
Zapowiedzi i współpraca.
Siedzę sobie dzisiaj w domu a tu dzwonek do drzwi. Okazało się, że to kurier z paczką.
I to paczką pełną cudowności, gdyż nawiązałam współpracę z firmą ORGANIQUE. Zawsze przechodziłam zaciekawiona obok sklepów tej firmy i jakoś nigdy nie miałam odwagi wejść....tym bardziej się cieszę!
Mimo, że wszystko było zapakowane w kartonik, już przed otwarciem poczułam rozchodzący się z pudełka zapach.
Prawie rozszarpałam paczkę z ciekawości i......
chociaż urodziny mam za dwa dni, poczułam, że już dzisiaj dostałam prezent !
Po 15 minutach zbierania szczęki z podłogi, przez następną godzinę siedziałam, napawałam się widokiem i wąchałam wszystkie produkty po kolei kilkanaście razy. Niczym nałogowiec, którego głód został wreszcie zaspokojony:)
Dlatego rozpoczynam wielkie testowanie i w najbliższych notkach pojawiać się będą recenzje tych produktów.
A dostalam:
- peeling cukrowy z serii Bloom Essence
- masło do ciała Bloom Essence
- masło do ciała SHEA
- maskę do włosów Anti-Age
- energizujący szampon do włosów
- galaretkę pod prysznic Anti-Allergic
- mydełko glicerynowe
no po prostu banan nie schodzi mi z twarzy:))
Firma Organique jest polską firmą, która w tym roku obchodzi 10lecie. Przedmiotem działalności firmy Organique jest produkcja wyrobów kosmetycznych charakteryzujących się niepowtarzalnymi właściwościami i wyjątkowym składem.
Priorytetem firmy jest zachowanie wysokiej jakości produktów oraz dbałość o każdy szczegół. Każdy produkt Organique posiada unikalną formułę oraz niezaprzeczalne walory pielęgnacyjne, zapachowe i estetyczne. Co najważniejsze, są to kosmetyki naturalne!
Ostatnio zrobiła się moda na produkty firmy LUSH, a mało kto wie, że nasza rodzima firma ma w swojej ofercie podobne albo i fajniejsze kosmetyki (nawet słynne szampony w kostce).
Serdecznie zapraszam na ich stronę: http://www.organique.pl/ oraz oczywiście do sklepów!
I to paczką pełną cudowności, gdyż nawiązałam współpracę z firmą ORGANIQUE. Zawsze przechodziłam zaciekawiona obok sklepów tej firmy i jakoś nigdy nie miałam odwagi wejść....tym bardziej się cieszę!
Mimo, że wszystko było zapakowane w kartonik, już przed otwarciem poczułam rozchodzący się z pudełka zapach.
Prawie rozszarpałam paczkę z ciekawości i......
chociaż urodziny mam za dwa dni, poczułam, że już dzisiaj dostałam prezent !
Po 15 minutach zbierania szczęki z podłogi, przez następną godzinę siedziałam, napawałam się widokiem i wąchałam wszystkie produkty po kolei kilkanaście razy. Niczym nałogowiec, którego głód został wreszcie zaspokojony:)
Dlatego rozpoczynam wielkie testowanie i w najbliższych notkach pojawiać się będą recenzje tych produktów.
A dostalam:
- peeling cukrowy z serii Bloom Essence
- masło do ciała Bloom Essence
- masło do ciała SHEA
- maskę do włosów Anti-Age
- energizujący szampon do włosów
- galaretkę pod prysznic Anti-Allergic
- mydełko glicerynowe
no po prostu banan nie schodzi mi z twarzy:))
Firma Organique jest polską firmą, która w tym roku obchodzi 10lecie. Przedmiotem działalności firmy Organique jest produkcja wyrobów kosmetycznych charakteryzujących się niepowtarzalnymi właściwościami i wyjątkowym składem.
Priorytetem firmy jest zachowanie wysokiej jakości produktów oraz dbałość o każdy szczegół. Każdy produkt Organique posiada unikalną formułę oraz niezaprzeczalne walory pielęgnacyjne, zapachowe i estetyczne. Co najważniejsze, są to kosmetyki naturalne!
Ostatnio zrobiła się moda na produkty firmy LUSH, a mało kto wie, że nasza rodzima firma ma w swojej ofercie podobne albo i fajniejsze kosmetyki (nawet słynne szampony w kostce).
Serdecznie zapraszam na ich stronę: http://www.organique.pl/ oraz oczywiście do sklepów!
Stopy letnią porą.
Nadszedł czas wyciętych, sandałków, japonek i szpileczek.
A nie ma nic gorszego od popekanych pięt wystających z klapek, czy pożółkłych paznokci.
Dlatego szczególnie w tym czasie warto zadbać o stopy, nie tylko dla estetycznego wyglądu ale i dla zdrowia. Dzisiaj chcę się podzielić, jak ja to robię:)
Potrzebne są: woda, miska, sól do kąpieli, peeling, tarka/pumeks, krem, pilnik, lakier.
Tak naprawdę, moja skóra na piętach pozostawia wiele do życzenia, borykam się z pęknięciami i rogowaceniem i najlepszy na to jest ostry pumeks.lLe jak wiadomo, im więcej "pumeksujemy" pięty, tym grubsza i bardziej zrogowaciała skóra nam tam odrasta, dlatego staram się to ograniczyć do minimum.
Krokiem pierwszym mojego rytuału, jest przygotowanie sobie miski z ciepła wodą. Pod strumień lejącej się wody wsypuję garść soli do kąpieli (najlepiej by było wrzucić musującą kulę, ale to już luksus:) ). Obecnie używam takiej:
Jest to sól dostępna w Rossmannie w 80g saszetkach za ok. 2zł(starczy spokojnie na 2 kąpiele, ja używam do stóp więcej o wiele więcej).
Sól ma postac malutkich kryształków,wrzucone pod bieżącą wodę szybko się rozpuszczając tworząc przyjemną, obłędnie pachnącą pianę. Ja wybrałam zapach trawa cytrynowa i bambus- cudownie odświeża i odpręża.
Przed włożeniem stóp do tej odprężającej kąpieli, wygładzam je pumeksem (na sucho).
Następnie hop! do wody i moczę sobie najczęściej tak długo, aż woda nie będzie zimna:-) gdy skóra zmięknie, całe stopy wygładzam peelingiem.
I tutaj mój hit, lawendowy peeling do stóp Yves Rocher:
Peeling ten ma najbardziej ostre drobinki, jakie w życiu widziałam. Rewelacyjnie wygładza stopy. Peeling zawiera drobinki pumeksu w 100% naturalnego oraz puder z pestek moreli, kosztuje ok. 20zł, ale zapewniam Was, warto:) do tego jest wydajny i ma niewiarygodnie piękny zapach. Naturalna lawenda, żaden tam plastik, przywodząca na myśl lawendowe pola...
Potem używam już tylko tego peelingu, a pumeks staram się ograniczać do jednego razu w miesiącu.
Po wymoczeniu i wypeelingowaniu stóp niezbędne jest nawilżenie. I tutaj z pomocą przychodzą kosmetyki zawierające mocznik- nic lepiej nie zmiękcza skóry.
Ja miałam ten i sprawdził się świetnie, ma 30% mocznika:
Teraz testuję krem BeBeauty z Biedronki, który obiecuje mieć w swoim składzie pochodne mocznika i kwasów Aha, no zobaczymy.
W czasie kiedy krem się wchłania, piłujemy paznokcie nadając im odpowiedni kształt.
Potem jeszcze tylko jakiś soczysty kolor na paznokcie i voila! można wskakiwać w sandałki:))
A nie ma nic gorszego od popekanych pięt wystających z klapek, czy pożółkłych paznokci.
Dlatego szczególnie w tym czasie warto zadbać o stopy, nie tylko dla estetycznego wyglądu ale i dla zdrowia. Dzisiaj chcę się podzielić, jak ja to robię:)
Potrzebne są: woda, miska, sól do kąpieli, peeling, tarka/pumeks, krem, pilnik, lakier.
Tak naprawdę, moja skóra na piętach pozostawia wiele do życzenia, borykam się z pęknięciami i rogowaceniem i najlepszy na to jest ostry pumeks.lLe jak wiadomo, im więcej "pumeksujemy" pięty, tym grubsza i bardziej zrogowaciała skóra nam tam odrasta, dlatego staram się to ograniczyć do minimum.
Krokiem pierwszym mojego rytuału, jest przygotowanie sobie miski z ciepła wodą. Pod strumień lejącej się wody wsypuję garść soli do kąpieli (najlepiej by było wrzucić musującą kulę, ale to już luksus:) ). Obecnie używam takiej:
Jest to sól dostępna w Rossmannie w 80g saszetkach za ok. 2zł(starczy spokojnie na 2 kąpiele, ja używam do stóp więcej o wiele więcej).
Sól ma postac malutkich kryształków,wrzucone pod bieżącą wodę szybko się rozpuszczając tworząc przyjemną, obłędnie pachnącą pianę. Ja wybrałam zapach trawa cytrynowa i bambus- cudownie odświeża i odpręża.
Przed włożeniem stóp do tej odprężającej kąpieli, wygładzam je pumeksem (na sucho).
Następnie hop! do wody i moczę sobie najczęściej tak długo, aż woda nie będzie zimna:-) gdy skóra zmięknie, całe stopy wygładzam peelingiem.
I tutaj mój hit, lawendowy peeling do stóp Yves Rocher:
Peeling ten ma najbardziej ostre drobinki, jakie w życiu widziałam. Rewelacyjnie wygładza stopy. Peeling zawiera drobinki pumeksu w 100% naturalnego oraz puder z pestek moreli, kosztuje ok. 20zł, ale zapewniam Was, warto:) do tego jest wydajny i ma niewiarygodnie piękny zapach. Naturalna lawenda, żaden tam plastik, przywodząca na myśl lawendowe pola...
Potem używam już tylko tego peelingu, a pumeks staram się ograniczać do jednego razu w miesiącu.
Po wymoczeniu i wypeelingowaniu stóp niezbędne jest nawilżenie. I tutaj z pomocą przychodzą kosmetyki zawierające mocznik- nic lepiej nie zmiękcza skóry.
Ja miałam ten i sprawdził się świetnie, ma 30% mocznika:
Teraz testuję krem BeBeauty z Biedronki, który obiecuje mieć w swoim składzie pochodne mocznika i kwasów Aha, no zobaczymy.
W czasie kiedy krem się wchłania, piłujemy paznokcie nadając im odpowiedni kształt.
Potem jeszcze tylko jakiś soczysty kolor na paznokcie i voila! można wskakiwać w sandałki:))
Subskrybuj:
Posty (Atom)