Pages

Magiczne pękacze Virtual.

Pamiętacie jak pisałam o kolekcji Magic Nails Virtual?
Dzisiaj słówko o dwóch lakierach wchodzących w jej skład: nr 407 i 406.




Lakiery są brokatowe, pięknie się mienią. Zaraz po pomalowaniu są błyszczące, ale wysychając matowieją. Mat jest dość specyficzny, jeszcze nigdy się z takim nie spotkałam i muszę powiedzieć, że podoba mi się ten efekt:) Same lakiery trzymają się przyzwoicie, 3-4 dni, łatwo się zmywają. Miałam troszkę trudności z malowaniem, bo są dość gęste i szybko zasychają. Z tego powodu nie doszłam jeszcze do wprawy z grubością warstwy, stąd jak same zobaczycie na zdjęciu, każdy paznokieć wygląda inaczej:) Jednak aby lakier mocno popękał, trzeba nałożyć grubą warstwę. Ja nałożyłam troszeczkę na cienką.
Na zdjęciu mam pod spodem beżowy lakier, bo ciągle nie mam pomysłu, jaki kolor lakieru mógłby być bazą, żeby to fajnie wyglądało. A lakiery zamierzam nosić często:) Może coś podpowiecie?


Maślane słodkości.

Wczoraj naszło mnie popołudniu na coś słodkiego, a że nie lubię długo babrać się w kuchni, zależało mi na szybkim przepisie. Chwila buszowania w sieci, rzut oka czy składniki są w kuchni i.....tadam!


Maślane ciasteczka z nutą pomarańczy
Przepis pochodzi z tej strony - Moje Wypieki, którą bardzo lubię i polecam.

A oto przepis:

Składniki :
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżki zmielonych liści herbaty Lady Grey lub Earl Grey (z 4 torebek)
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 230 g masła, w temperaturze pokojowej
  • pół szklanki cukru pudru
  • skórka otarta z 1 pomarańczy

Masło utrzeć w misie miksera na jasną, puszystą masę. Dodawać stopniowo cukier, sól, ucierając.
Mąkę wymieszać z herbatą. Dodać do masy maślanej razem ze skórką z pomarańczy, zmiksować.
Z ciasta uformować dwa długie wałki o średnicy około 3 cm. Szczelnie owinąć papierem do pieczenia. Włożyć do zamrażarki na 45 - 60 minut.
Po tym czasie uformowane ciasto ostrym nożem pokroić na plasterki grubości około 4 mm.  Położyć na blaszce wyłożonej  papierem do pieczenia, w odległości 3 cm od siebie. Piec około 12  - 15 minut w temperaturze 180ºC lub do zrumienienia brzegów.
Wyjąć, przełożyć na metalową kratkę, wystudzić.



Szczerze mówiąc bardzo byłam ciekawa smaku i...nie zawiodłam się! Ciasteczka są bardzo oryginalne, aromatyczne, nie są bardzo słodkie. Idealne na przekąskę w ciągu dnia jak i na podwieczorek. Nawet mój tata pochłonął chyba z tonę:) Z tego przepisu wyszło mi 61 ciasteczek.
Smacznego!

BB od Maybelline?

Buszując w sieci, trafiłam na nowość od Maybelline - krem BB Clear Glow.
To się już robi powoli BBkremomania! Wiodące marki podchwyciły trend, i raczą nas nowościami (w większości nie mającymi nic wspólnego z azjatyckimi cudami, ale cóż...)



BB od Maybelline oferuje nam aż 8 efektów:

  • rozjaśnienie skóry
  • ochronę przeciwsłoneczną- SPF 21
  • wyrównanie kolorytu skóry i ukrycie niedoskonałości
  • 8 godzinne nawilżenie skóry
  • pokrycie zaczerwienień
  • wygładzenie
  • zmatowienie
  • skórę wolną od sebum przez 5 godzin

(zdjęcia pochodzą ze strony producenta)


Dostępny w kilku odcieniach. Normalnie kosmetyk cud;-)

Niestety nie znalazłam informacji czy i kiedy produkt pojawi się w Polsce, chociaż z czasem pewnie tak.
Kupiłybyście?

Ziaja- Ulga?

Dzisiaj będzie krótko. Na fali poszukiwań czegoś, co nawilżyłoby i ukoiło trochę moją buzię, trafiłam na krem ujędrniający na noc, redukujący podrażnienia Ziaja Ulga.

Wg producenta krem powinien mieć następujące właściwości:
1. Łagodzenie skóry wrażliwej:
- zapewnia natychmiastowy efekt kojącego kompresu,
- łagodzi zaczerwienienie i uczucie pieczenia naskórka,
- redukuje szorstkość, suchość i nadmierne łuszczenie.
2. Ujędrnianie skóry wrażliwej
- wyraźnie zwiększa spoistość tkanki łącznej,
- intensywnie ujędrnia, uelastycznia i wygładza skórę,
- redukuje zmarszczki i zapobiega przedwczesnemu starzeniu.
3. Regeneracja skóry wrażliwej
- uzupełnia ubytki fizjologicznych lipidów skóry,
- odnawia i wzmacnia barierę ochronną naskórka,
- usprawnia naturalne procesy nocnej regeneracji.
Krem nanieść na skórę twarzy i dekoltu oraz wokół oczu, delikatnie wklepać. Stosować na noc. Na dzień polecamy krem łagodzący redukujący podrażnienia.

Kusząca byłą nie tylko nazwa kremu, jego cena ( ok 10zł) ale też to, że nie zawiera silikonów, olejów mineralnych, barwników.




Moja opinia:
Krem zamknięty jest w plastikowym słoiczki. Faktycznie nie pachnie. Jest lekki, bardzo lekki, prawie wodnisty. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustej warstwy,skóra świeci się po nim umiarkowanie.
ALe niestety nic dobrego o tym kremie nie moge powiedzieć- nie nawilża, nie ujędrnia, nie koi, nie łagodzi. Krem nie zrobił mi krzywdy- nie zapchał i nie podrażnił, ale co z tego. Równie dobrze mogłabym się niczym nie smarować. Chwilę po umyciu buzi łagodził uczucie ściągnięcia skóry, ale musiałam się nim co chwilę dosmarowywać, żeby w ogóle coś poczuć, a w konsekwencji jest dość niewydajny. Moim zdaniem nadaje się dla zupełnie bezproblemowych, normalnych cer, jako leciutki nawilżacz na noc i to raczej na lato. U mnie efektów brak, bardzo się rozczarowałam. Wczoraj użyłam go ostatni raz i wyrzuciłam, zostawiając jeszcze 1/4 kremu w środku. Ratuje go tylko niska cena, także nie mam poczucia, że starciłam dużo pieniędzy.

A Wy, miałyście styczność z serią Ziaji Ulga?

Flower Power.

Wiosna się zbliża, a więc czas na coś kwiatowego. Chodzi mi mianowicie o już nie taki nowy podkład od Bourjois- Flower Perfection.

Na początek może przypomnę, czego szukam w podkładzie- dobrego krycia, brak efektu maski, trwałości, matowienia, wygładzenia, nawilżenia ( kolejność nieprzypadkowa). Jak do tej pory oczywiście nie znalazłam takiego, który by spełniał wymagania:) 
Po ponad dwóch miesiącach używania Burżujka, mogę już coś o nim napisać.


Od producenta:
Dzięki ultralekkiej formule fluidu, podkład Flower Perfection przedłużający młodość skóry, wyrównuje koloryt skóry i tuszuje niedoskonałości. Jedwabista konsystencja nadaje skórze niesamowitą miękkość. A ponieważ piękna cera wymaga ochrony, dodano filtr SPF 15, aby ochronić młodość komórek.
Gładka i piękna cera - taki efekt będzie trwał aż przez 16 godzin! Wzbogacono go w wyciąg z dzikiej azalii, który jest odporny na najbardziej ekstremalny klimat i ceniony za jego właściwości regeneracyjne.
Formuła podkładu Flower Perfection przedłużająca młodość skóry jest chroniona przez szklany flakon, który ułatwi Ci wybór właściwego odcienia! Aż sześć odcieni dla każdej karnacji! 



Kosmetyk kosztuje ok 55 zł i jest go 30ml.

Moja opinia:

Zamknięty jest w szklanej (!) buteleczce z pompką, do której dołączona jest osobno zamknięta gąbeczka. Jest to trochę niewygodne, bo podkład plus gąbka zajmuje dość sporo miejsca, a i sama butelka jest ciężka, dlatego raczej nie polecam nosić w kosmetyczce.
Sam podkład ma konsystencje w sam raz, łatwo się rozprowadza i nie zastyga. Do mojej mieszanej cery nadaje się idealnie - nie wysusza, ale dla bardzo wysuszonych cer się nie nada- czasem podkreśla mi suche skórki.. Daje naturalny, nie płaski mat, nie ciemnieje na twarzy.
Jednak ja zaczynam się świecić po około 3-4 godzinach- tutaj lekki minusik.
Za to krycie! Krycie jest cudowne! Podkład zakrywa mi przebarwienia, blizny i niespodzianki, nie podkreślając ich. Nie tworzy do tego efektu maski. Jest to bez wątpienia najlepiej kryjący podkład, jaki do tej pory miałam i za to go pokochałam. A jeśli dodać do tego piękny, kwiatowy zapach- to już w ogóle cudo:)
Oczywiście nie może być za słodko- obiecywana 16-sto godzinna trwałość to pic na wodę. Nakładam kosmetyk rano i kiedy wracam z pracy, nie ma po nim śladu. Nie wiem co się z nim dzieje- po prostu wyparowuje.
Co do gąbeczki- nie używam jej, więc nie wiele moge powiedzieć. Ale po wyglądzie i twardości sądząc, jest to zwykłą gąbeczka do podkładu i cudów nie zdziała.



Plusem natomiast jest wybór odcieni- wreszcie ktoś pomyślał o bledziochach. Ja do nich należę i wybrałam odcień Vanille, który jest jaśniutki i stapia się z moją cerą idealnie. A jest jeszcze jaśniejszy w palecie!

Tutaj wyszedł dość ciemno, w rzeczywistości ten kolor jest jaśniejszy.

A oto efekt:

Przed
 

Po
 


 
Polecam się bliżej przyjrzeć temu kwiatkowi:-)


Farba w piance do włosów Wella.

Mam już niemałe doświadczenie w piankowych farbach do włosów, w zasadzie używam ostatnio tylko pianek, bo odpowiada mi forma aplikacji.
Tym razem przetestowałam farbę Wellaton w kolorze 9/1, czyli Rozświetlony Popielaty Blond.


Nie spodziewałam się oczywiście koloru jak na zdjęciu, zależało mi głównie na pokryciu odrostów i odświeżeniu koloru.
Wyjściowy kolor włosów:


Farba składa się standardowo z butelki z emulsją rozwijającą, do której wlewamy barwnik. W opakowaniu znajdziemy również odżywkę w tubce,rękawiczki, instrukcję i dozownik, który nakładamy na buteleczkę.
Otrzymałam od Welli szczegółowe instrukcje dotyczące nakładania pianki, do których się zastosowałam i które również chcę udostępnić Wam:

7 PORAD DOTYCZĄCYCH APLIKACJI PIANKI WELLATON
ambasadora marki Wella Andrzeja Matrackiego 

 
1. Aby osiągnąć najlepszy efekt, nie trzymaj na włosach pianki trwale koloryzującej dłużej niż 40 minut.
2. Jeśli wahasz się pomiędzy dwoma odcieniami, wybierz jaśniejszy.
3. Pianka trwale koloryzująca pokrywa do 100% siwych włosów. Jeśli nie masz problemu z siwymi włosami, wybierz jaśniejszy odcień.
4. Pamiętaj, że temperatura w pomieszczeniu, w którym farbujesz włosy, wpływa na czas potrzebny do osiągnięcia właściwego koloru, dlatego jeśli farbujesz włosy w bardzo ciepłym pomieszczeniu, szybciej uzyskasz pożądany kolor.
5. Jeśli dotychczas farbowałaś włosy kremem, nie zmieniaj swoich nawyków podczas farbowania pianką. Jeśli zazwyczaj zaczynasz koloryzację od farbowania odrostów, a na resztę włosów nakładasz farbę po upływie 10 minut, pozostań przy tym rytmie również kiedy używasz pianki.
6. Przeprowadzanie testu pasemkowego może być uciążliwe, jednak aby ustalić optymalny czas potrzebny do uzyskania odpowiedniego koloru, zalecam jego wykonanie za każdym razem, gdy planujesz zmianę koloru. Pamiętaj, że trwała ondulacja, wcześniejsze farbowanie czy słońce mogą mieć wpływ na efekt i czas procesu koloryzacji.
7. Czas farbowania w przypadku pianki trwale koloryzującej wynosi 40 minut. Jeśli aplikacja zajmuje Ci więcej niż 10 minut, należy odpowiednio skrócić czas farbowania (np. jeśli nałożenie farby zajęło 15 minut, czas farbowania wynosi 35 minut). Nałożenie farby nie powinno zająć więcej niż 25 minut.


Dozownik jest dość specyficzny, ponieważ nie jest to pompka- aby wydobyć piankę naciska się butelkę- przyznam, że nie spotkałam się z tym wcześniej:-) Jednak aplikacja jest łatwa.
Pianka jest pianką- czyli jest gęsta, nie spływa z włosów. Na moje włosy do ramion wystarczyło pół buteleczki. Farba nie podrażniła mi skóry głowy-nic mnie nie szczypało ani nie swędziało.
Ogromną wadą jak dla mnie, jest zapach- nie śmierdzi bardziej niż inne farby, jednak zapach jest dość specyficzny i ciężko było mi go znieść. I niestety pozostał na moich włosach aż do drugiego mycia.

I teraz o efektach- farba dobrze i równomiernie pokryła włosy. Odrost ma kolor identyczny jak reszta włosów. I co najważniejsze- kolor nie jest żółty! Jest przyjemnie beżowy. Po kilku myciach odrobinkę zjaśniał, co jest dla mnie plusem. Nie zauważyłam, żeby się wypłukiwał. Nie zaobserwowałam również większego niż zawsze przesuszenia.
Dołączona odżywka starcza na kilka użyć i jest bardzo dobra- włosy po niej są mięciutkie i błyszczące, szkoda, że nie można jej kupić osobno:)
Kolor wyszedł ciut ciemniejszy niż na opakowaniu,liczyłam na większe rozjaśnienie,ale tego się nie czepiam, bo zazwyczaj farby mało rozjaśniają moje włosy:)
Jednym słowem: dobra farba, nie mam się do czego przyczepić, z chęcią wypróbowałabym inne odcienie:)
Zdjęcia po ( w rzeczywistości włosy są ciut jaśniejsze):





P.S: Po prawej stronie u góry umieściłam linka- kto ma ochotę proszę o zagłosowanie- moi znajomi biorą udział w konkursie i chcę im pomóc:-)

Spray do gardła Tonimer.

Dzisiaj postanowiłam napisać o "wyśmianym" przez niektóre blogowiczki sprayu do gardła Tonimer Gola firmy Instituto Ganassini.
Zgodziłam się przetestować produkt, ze względu na moją pracę- pracuję dużo głosem, często prowadzę zajęcia z dziećmi w szkole, a wiadomo jak to jest- dzieci nie dają odpocząć strunom głosowym:-)

Właśnie do tego służy spray- nie jest to lek na gardło, tylko preparat służący głównie nawilżeniu.


Od producenta:
Płyn o przedłużonym działaniu przeznaczony do nawilżania błon śluzowych jamy ustnej i gardła. Zawiera składniki aktywne pochodzenia morskiego o silnych właściwościach nawilżających i łagodzących. Likwiduje uczucie suchości.
Wspomaga odbudowę nabłonka błon śluzowych.   
Wskazania: Tonimer zaleca się stosować w przypadku występowania uczucia suchości i pieczenia w jamie ustnej i gardle wywołanego:
  • zapaleniem gardła lub krtani
  • długotrwałym stosowaniem leków
  • częstym i intensywnym wykorzystywaniem głosu (np. nauczyciele, adwokaci)
  • centralnym ogrzewaniem
  • klimatyzacją
  • bardzo wysoką lub niską temperaturą otoczenia
  • naturalnym starzeniem się błon śluzowych
  • paleniem papierosów
  • zanieczyszczeniem powietrza.
Składniki aktywne:  wyciąg z czerwonych alg -  wykazuje  silne działanie nawilżające, oczyszczające, łagodzące i bakteriostatyczne. Likwiduje stany zapalne błon śluzowych.chitosan -  wykazuje silne właściwości nawilżające. Wspomaga odbudowę nabłonka błon śluzowych.chlorek cetylpirydynium - miejscowy antyseptyk stosowany do odkażania błon śluzowych. wyciąg z drzewa herbacianego - działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo.
Wspomaga również metabolizm komórkowy i mikrocyrkulację.
Sposób użycia: Każde opakowanie zawiera: plastikową buteleczkę z płynem, przezroczyste zamknięcie i biały aplikator. Należy zdjąć z buteleczki zamknięcie. Nałożyć aplikator na końcówkę buteleczki i mocno go wcisnąć. Stosując po raz pierwszy należy kilkakrotnie nacisnąć aplikator, tak aby pompka zassała płyn.  Wsunąć aplikator w usta i naciskając go rozpylić 1-2 dawki. Preparat zaleca się stosować dwa razy dziennie lub w zależności od potrzeb. Płyn może być używany  przez długi okres czasu.
Pojemność: 15 ml
Cena:  około 18,50 zł
 
 
 
Co ja sądzę:
Preparat zamknięty jest w malutkiej buteleczce, która bez problemu zmieści się nawet w kieszeni. Ma wygodny aplikator, jednorazowo psika niewiele, ja potrzebuję ok 2-3 psiknięć. Smakuje jak płyn do płukania ust:) Odświeża oddech, co jest jego dodatkowym plusem. Jeśli chodzi o działanie- u mnie preparat się sprawdził. W sytuacji przeciążenia strun głosowych, kiedy musiałam dużo mówić( a czasem i krzyczeć) specyfik przynosił ulgę- nawilżał gardło, redukował chrypkę. Sprawdza się także w suchych pomieszczeniach- z klimatyzacją albo jak teraz, kiedy mamy ogrzewanie na full:-)
Jednym słowem przyda się osobom, które pracują głosem albo które mają problemy z suchym gardłem- i takim osobom mogę z czystym sumieniem polecić. Na ból gardła się nie nadaje- nie poradzi sobie- próbowałam:)

Walentynkowy KissBox

Dzisiaj kurier mnie zaskoczył, nie spodziewałam się pudełeczka tak wcześnie:-)

Zobaczcie, co znalazło się w lutowym, trzecim KissBoxie.










Zawartość bardzo mi się podoba, najbardziej ciesze się z kremu z kwasami i tuszu. Dodatkowo mam szczęście, bo próbki kosmetyków do włosów jakie otrzymałam, sa do włosów kręconych. Jednak moją radość nieco przyćmiewa pewien fakt...jaki? Przeczytajcie TUTAJ.

Co o tym sądzicie? Będzie afera?

Wyniki rozdania z Wellą!

Dziękuję wszystkim za udział w konkursie! Trzeba było kogos wybrac,  także króciutko:

Zestaw pierwszy, czyli lakier i piankę o trzymuje:  nowicjuszka !


Zestaw drugi, czyli piankę otrzymuje: KamiluŚkaa !



Zwyciężczynie poprosze o e-mail z adresem. E-mail znajdziecie po prawej stronie.

Gratulacje!

Fluid antybakteryjny Under Twenty.

 Nadszedł czas przyjrzenia się bliżej fluidowi antybakteryjnemu do skóry z niedoskonałościami Anti Acne! od Under Twenty.



Od producenta:
Fluid antybakteryjny dzięki innowacyjnej kompozycji substancji przeciwbakteryjnej i pigmentów wyrównujących koloryt skóry [salicylan sodu+ pigmenty wyrównujące koloryt], nie tylko zapobiega powstawaniu niedoskonałości, ale też skutecznie zmniejsza ich widoczność bez efektu maski. Dodatkowo posiada właściwości pielęgnacyjne: matuje i nawilża, nie zatyka porów. Skuteczność i bezpieczeństwo młodej cery potwierdzone w badaniach dermatologicznych.

Skład: 


Ode mnie:
Fluid ma bardzo lekką konsystencje, bardziej jak krem tonujący niż podkład. Dobrze się rozprowadza, ale trzeba uważać, żeby nie zrobił smug. Ładnie wyrównuje koloryt.Mój kolor beżowy trochę za bardzo wpadał w pomarańcz i musiałam baaaardzo uważać, żeby nie zrobić sobie efektu maski. Fluid ładnie matuje, nie brudzi jednak mam wrażenie, że dość szybko ściera się z twarzy- po ok 2-3 godzinach już nie było u mnie śladu. Wydajność przeciętna. Ogromnym plusem jest to,  ze produkt jest niedrogi- nieco ponad 10zł. Nie wysusza skóry i mojej cery nie zapchał, jednak działania antybakteryjnego nie zauważyłam.


Ma za to jeden duży minus, który niestety skreśla go u mnie- słabo kryje. Z moimi cieniami pod oczami, drobnymi niedoskonałościami sobie radzi, ale większych niespodzianek i zaczerwienień już niestety nie ukryje. Efekty widać tutaj:

Przed

Po


Podsumowując:
Myślę, że fluid sprawdzi się u młodszych dziewczyn, które chcą wyrównać koloryt skóry, a które nie chcą obciążać cery ciężkimi podkładami. Ja obecnie, w moim wieku :-) wymagam od tego typu kosmetyku jednak troszkę więcej.

Pora na złuszczanie.

Mimo, że już mamy luty, chciałam się z Wami podzielić moim grudniowym kosmetycznym odkryciem. Już od pewnego czasu, ze względu na stan mojej cery,  poważnie rozmyślam nad kuracją kwasową, ale ciągle się trochę boję. Dlatego postanowiłam zacząć najpierw od jakiś gotowych produktów i mój wybór padł na apteczny krem złuszczający do cery trądzikowej, Sebo Almond Peel 10% firmy Pharmaceris.
Krem ten zawiera w sobie kwas migdałowy i jak nazwa wskazuje, jego stężenie to 10%.



Co mówi producent?
Rekomendowany jest do specjalistycznej kuracji przeciwtrądzikowej. Dzięki specjalistycznie opracowanej recepturze krem rozjaśnia nieregularne przebarwienia powierzchowne i pozapalne. Polecany jest również do stosowania w celu zapobiegania i zmniejszenia oznak starzenia się skóry. Proteiny ze słodkich migdałów wygładzają naskórek, a skóra staje się świeża i wypoczęta.

Skład:
Skład: Aqua, Mandelic Acid, Butylene Glycol, Glycerin, Tromethamine, Isohexadecane, Dicaprylyl Ether, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Sodium Polyacrylate, Cyclohexasiloxane, Cetearyl Alcohol, Xanthan Gum, Methyl Glucose Sesquistearate, Ceteareth-20, Silica Dimethyl Silylate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Extract, Methylparaben, Parfum.



Moja ocena:
Krem ten zakupiłam za ok 35zł. Zamknięty jest w higienicznym opakowaniu z pompką, bardzo lubię ten typ opakowania. Jedno wyciśnięcie daje nam ilość kremu pokazaną poniżej, wystarczy do posmarowania całej twarzy, przez co moim zdaniem krem jest wydajny.Niestety, ze względu na przezroczyste opakowanie nie mogę ocenić ile kremu już zużyłam, za to mam pewność, że zużyję go do ostatniej kropli.



Krem ma lekko żelową konsystencje, dobrze się rozprowadza, wchłania do matu. Zapach średni- troszkę dziwny, ale można się przyzwyczaić. Nie podrażnia. Nawilżenie jest średnie, dla suchych cer na pewno będzie zbyt małe. Zaraz po nałożeniu lekko ściąga. Ja stosuję ten krem co 1-2 dni na noc, od dwóch miesięcy i jak to z kwasami bywa, początkowo zauważyłam lekkie łuszczenie się skóry, obecnie już to minęło.
Po kilkunastu dniach stosowania- wow! Cera faktycznie wygładzona, mniej wyprysków, krem rozprawił się nawet z kilkoma zaskórnikami. Naprawdę działa! Okazuje się, że moja skóra pokochała kwasy. Niespodzianki wychodzą mi nadal, ale mam wrażenie, że jest ich mniej, a co najważniejsze- o wiele szybciej się goją! To mi się w tym kremie najbardziej podoba:-)
Zauważyłam też, że kiedy mam takiego podskórnego gula, wiecie, takiego co nie chce się wykluć:-) grubsza warstwa tego kremu nałożona punktowo na noc sprawia, że na drugi dzień niespodzianka już jest na wierzchu, co znacznie przyspiesza cały proces gojenia.

Ale żeby nie było za słodko, teraz będzie o wadach:-) Oczywiście, przy kremie z kwasem w dzień trzeba stosować filtry, ale ja nie uznaję tego za wadę, bo jak nie chce się sobie zrobić kuku:-) to trzeba te filtry stosować i o tym każdy wie.
Natomiast po ponad dwóch miesiącach stosowania zauważyłam, że krem działa na mnie o wiele słabiej. Tzn pryszczyki nadal wychodzą z podobną częstotliwością, ale moja skóra jakby stoi w miejscu. Po początkowym wow! i szybkiej, widocznej poprawie, teraz już się nic nie dzieje. Może się przyzwyczaiłam? Dlatego planuję odstawić na trochę krem i wrócić do niego po przerwie.
Niemniej jednak, szczerze Wam polecam, jeśli macie taką problematyczną cerę jak moja!



Jak zlikwidować cellulit? Nowości Pharmaceris.

Na pytanie postawione w tytule posta, aż chce mi sie odpowiedzieć- NIE DA SIĘ! Bo wg mnie jest to strasznie trudne, zwłaszcza, kiedy mamy ten cellulit genetycznie zaprogramowany. Ale można go w znacznym stopniu ograniczyć, zmiejszyć, sprawić, zeby był mniej widoczny.
Jak? Odpowiednia dieta, ćwiczenia i pielęgnacja.
Nie ma kosmetyków cud. Nie ma tak, że siedząc na tyłku i wcinając chipsy, a jedynie wieczorkiem wsmarowując jakiś kremik, pozbędziemy się cellulitu. Trzeba zastosować kompleksowe działanie.
Wskazane są ćwiczenia i zabiegi usprawniające krążenie oraz niskotłuszczowa dieta.
Kompleksową pielęgnację skóry objętej cellulitem zapewnia stosowanie odpowiednich peelingów
złuszczających martwy naskórek oraz poprawiających mikrokrążenie w skórze i aplikacja kremów
antycellulitowych.

Apteczka marka Pharmaceris proponuje dwa kosmetyki, zwalczające ten przykry problem. Szczegóły macie poniżej (kliknij, aby powiększyć):

O współpracach słów kilka...

Zrobiło się gorąco w blogowym świecie ostatnio, dlatego postanowiłam dodać kilka słów i ja. Chociaż zdaję sobie sprawę, że jest wysyp tego typu wpisów na blogach i macie ich powyżej uszu:-)
Kto niezorientowany, zapraszam do zapoznania się z notkami TUTAJ i TUTAJ.

Jak wiecie, jest kilka firm, z którymi współpracuję, dlatego czuję się w obowiązku napisać Wam, jak to wygląda z mojej strony.Założyłam bloga jeszcze wtedy, kiedy w ogóle o współpracach nikt nie słyszał. Założyłam go z pasji. Nie uczestniczę w wyścigu, żeby dodawać jak najwięcej notek, jak najczęściej, żeby tylko nałapać czytelników. Notki dodaję wtedy, kiedy mam czas i przede wszystkim wtedy, kiedy mam potrzebę czymś się z Wami podzielić. Nie mam aż tylu obserwatorów co niektóre blogerki, jednak cenię sobie wszystkich moich Czytelników, a wiem, że są też dziewczyny, które zaglądają tu stale.
Dlatego właśnie, z szacunku do moich Czytelników, nigdy nie umieszczę kłamliwej recenzji tylko dlatego, że dostałam kosmetyk za darmo. Moje recenzje są zawsze obiektywne, staram się ująć wszystkie plusy i minusy.

Jak do tej pory, żadna z firm nie stawiała mi warunków. Raczej ja je stawiam:-) Nie umawiam się z firmami na ilość recenzji, ich treść ani na terminy. A często też w ogóle nie umawiam się na recenzje, to, czy o czymś napiszę czy nie, zależy od mojej dobrej woli:-) Obecnie mam w kolejce kilka kosmetyków do przetestowania, ale nie spieszy mi się- w końcu żeby przetestować, dajmy na to, krem, potrzebuję sporo czasu, prawda? Dlatego często recenzje umieszczam po miesiącu czy dwóch od otrzymania produktów. Umawiając się na współpracę, informuję firmy, że recenzje będą szczere, muszą liczyć się więc także z krytyką. Nie podjęłabym współpracy, gdyby było inaczej. Bo wtedy nie byłaby to recenzja, tylko tekst reklamowy. A ja nie mam sponsorów, dlatego mogę i chcę pisać co mi się podoba:-) Nie chciałabym stracić Waszego zaufania. Zdaję sobie sprawę, że to co mnie podpasuje, dla kogoś innego może być bublem i odwrotnie. Dlatego też są komentarze, których nie moderuję,  zawsze chętnie wymienię się spostrzeżeniami i podyskutuję.
Chciałam, żebyście to wiedziały:-)