Pages

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja twarzy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja twarzy. Pokaż wszystkie posty

Wieści z frontu.

Jak wiecie, od kilku lat borykam się z problemami z cerą.  Ponad miesiąc temu pisałam Wam TUTAJ o wizycie u kolejnego dermatologa i zmianach w pielęgnacji jakie stosowałam.
Przez ponad miesiąc nie używałam podkładów, pudrów ani ŻADNYCH specyfików do twarzy, poza poleconym przez lekarza żelem do mycia oraz kremem. Dodatkowo smarowałam twarz antybiotykiem, łykałam tran i acerolę oraz piłam świeży sok z grejfruta.

Efekty?

Żadne.

Robię się bezsilna. Obecnie znajduję się w ogromnym dole, moja samoocena jest poniżej zera. Wybieram się do tej pani ponownie, poinformować ją, że efekty jej kuracji nic nie dały oraz zażądać, żeby zajęła się mną ponownie, zleciła jakieś dodatkowe badania. I nie wyjdę  bez czegoś doustnego.

Najgorsze, że powoli tracę nadzieję. Wiem, że drogie zabiegi przynoszą efekty, ale na obecną chwilę nie stać mnie na takie kuracje. Zupełnie nie mam pomysłów również na pielęgnacje. Właśnie kończy mi się drugie opakowanie Alllerco i nie wiem, czy zwrócić się znów w stronę kosmetyków drogeryjnych, aptecznych, przeciwtrądzikowych?
Mam wrażenie, że co bym nie zastosowała i tak nie ma efektów.
Ostatnio przeczytałam na blogu Azjatyckiego Cukru, żeby unikać mleka i produktów mlecznych, a więc z bólem serca wyeliminowałam mleko ze swojej diety. 

Ale co jeszcze można zrobić i jak długo się poświęcać i czy tak naprawdę jest sens?

Sanoflore- Regenerujący miód odżywczy.

Na początku roku szukałam czegoś odżywczego, dla mojej wymęczonej różnymi kuracjami skóry. Chciałam kupić mój ulubiony Reve de Miel Nuxe, ale nie miałam ok 100zł na ten krem, postanowiłam więc wypróbować miodowy krem Sanoflore. Zapłaciłam za niego ok 50zł.


Obietnice producenta:
Już po pierwszej aplikacji skóra zostaje w sposób naturalny wypełniona korzystnym działaniem odżywczego miodu. Czystek, krzew śródziemnomorski, ma wyjątkową zdolność regeneracji i rozpowszechniania się na terenach zniszczonych przez płomienie.
Uzyskany z samego serca tej unikalnej rośliny, olejek eteryczny z Czystka Bio zapewnia wyjątkowe właściwości regenerujące i odbudowujące skórę suchą i uszkodzoną. Wzbogacony w Miód Lipowy Bio balsam ten łagodzi i zapewnia skórze uczucie komfortu w bardzo delikatny sposób. Bogata konsystencja wchłania się w skórę pozostawiając na niej uczucie elastyczności i ekstremalnej miękkości. Jego zapach jest subtelnie kwiatowy i miodowy, tworząc smugę delikatnych, aromatycznych nut co sprawia, że miód odżywczy zapewnia niezwykłą przyjemność dla zmysłów.

Skład:
 Lippia Citriodora Water / Lippia Citriodora Leaf Water*, Dicaprylyl Ether, Citrus Aurantium Amara Flower, Water / Bitter Orange Flower Water*, Glycerin, Simmondsia, Chinensis Oil / Jojoba Seed Oil*, Butyrospermum Parkii, Butter / Shea Butter*, Alcohol*, Behenyl Alcohol, C12-16, Alcohols, Macadamia Ternifolia Seed Oil*, Glyceryl Stearate Citrate, Mel / Honey*, Behenyl Behenate, Palmitic Acid, Hydrogenated Lecithin, Benzyl Alcohol, Lavandula Hybrida Flower Water*, Cera Carnauba / Carnauba Wax*, Parfum / Fragrance, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Xanthan Gum, Citric Acid, Dehydroacetic Acid, Sodium Phytate, Arginine Pca, Helianthus Annuus Seed Oil / Sunflower Seed Oil*, Tocopherol, Linalool, Ceramide 3, Limonene, Rosmarinus Officinalis Extract / Rosemary Leaf Extract*, Citral, Farnesol, Coumarin, Geraniol, Cistus Ladaniferus Oil / Cistus Ladaniferus Oil*, Arginine
Arachidyl Alcohol, Aqua / Water, Stearyl Alcohol, Helianthus Annuus Seed Oil / Sunflower Seed Oil, Alcohol

(za wizaż.pl)



Co ja sądzę:
Krem zamknięty jest w ciężkim, szklanym słoiczku, co bardzo mi się podoba. Ma bardzo gęstą konsystencje- mimo to łatwo się rozsmarowuje, zamieniając się na twarzy w takie jakby masełko pod wpływem ciepła palców. Dzięki  temu jest wydajny, nie dużo trzeba, by wysmarować całą twarz. Wchłania się dość szybko, zostawia jednak na twarzy leciutką, tłustą warstewkę. Dodatkowo- strasznie się roluje- wystarczy przetrzeć palcem po twarzy, żeby krem zwinął się w ruloniki. TO z kolei bardzo mi się nie podoba. Krem absolutnie nie nadaje się na dzień- jest zbyt ciężki oraz oczywiście ze względu na to rolowanie- nie wygląda buzia po nim zbyt estetycznie. 
Zapach- mocno miodowy z domieszką ziół, dla mnie na początku ciężki do zniesienia, później nieco się przyzwyczaiłam. 

Efekt? Rano skóra wyglądała na wypoczętą i odżywioną. Nie wygładził drobnych zmarszczek, które powstają po całym dniu z przesuszenia skóry. Przy dłuższym używaniu mam wrażenie, że nawilża jedynie powierzchownie i nie dociera do głębszych warstw skóry. Plus, że nie podrażnia. Mnie jednak nie zachwycił jakoś specjalnie, zużyłam pół słoiczka i oddałam mamie. Zdecydowanie wolę miodowy Nuxe:)

Zmiany w pielęgnacji - haul.

Dzisiaj pokażę Wam, jakie zmiany w pielęgnacji włosów i skóry postanowiłam wprowadzić. Jak wiecie i włosy i skórę mam problematyczną (skórę z wypryskami z włosy mega suche i kręcone), dlatego postanowiłam całkowicie przerzucić się na naturalną pielęgnację i sprawdzić, jak moje ciało zareaguje. W tym celu zrobiłam zakupy na www.helfy.pl   oraz w Rosmannie   oto co kupiłam:


  • szampon z granatem Alterra
  • odżywkę do włosów Sesa 
  • wodę różaną
  • krem Bio przeciwzmarszczkowy i nawilżający
  • krem do stylizacji włosów Vatika
  • mydło Alep
  • maseczkę w pudrze
  • szampon w pudrze Shikakai

Uradowana dokonałam tych zakupów po czym po dwóch dniach wybrałam się na umówioną wizytę do dermatologa. I pani dermatolog mój plan wywróciła do góry nogami:-) Ale postanowiłam przez miesiąc trzymać się ściśle jej zaleceń. A co zaleciła?

  • zalecenie nr jeden i najważniejsze: zero podkładów! ewentualnie W OSTATECZNOŚCI puder sypki
  • do pielęgnacji tylko żel i krem nawilżający
  • smarowanie zmian na skórze antybiotykiem
  • co drugi dzień świeżo wyciskany sok z grejfruta
  • doustnie Acerola i tran
  • dużo ruchu, słońca i powietrza



 Najtrudniej mi było zrezygnować z podkładu, szczególnie przy takim stanie mojej cery. Stosuję tą kurację ponad tydzień i jak na razie zero efektów, no ale zobaczymy. Nadal jednak największym problemem są gojący się zmiany, które nie chcą zniknąć i nie wiem co na to poradzić.

Dlatego póki co będą się pojawiały recenzje produktów do włosów, jeśli chodzi o moje eko zakupy.

Jesteście jakiegoś produktu ciekawe? A może coś stosowałyście?

Zgrany duet.

Dziś o duecie kosmetyków, który jest ze mną od dłuższego czasu. Mianowicie mowa o płynie micelarnym i toniku Lirene.


Płynu używam rano i wieczorem (na zmianę z żelem do mycia twarzy), a toniku tylko wieczorem.  Płyn micelarny jest moim zdecydowanym faworytem:) Delikatnie zmywa makijaż, nie podrażnia. Radzi sobie dobrze z makijażem oczu. Buzia jest oczyszczona, ale nie ściągnięta, a co najważniejsze- nie lepi się. Daje uczucie fajnej świeżości.Witamina C zawarta w składzie ma za zadanie rozświetlać- ja tego efektu nie odnotowałam, myślę, że kosmetyk ma za krótką styczność ze skórą, żeby był jakiś rezultat widoczny gołym okiem.
Skład:


Tonik wybrałam ze względu na zawartość kwasu salicynowego- do walki z niedoskonałościami. Przeznaczony jest do skóry mieszanej i tłustej. Nie zauważam w tym temacie jakiegoś spektakularnego efektu. Tonik w zasadzie niczym się nie wyróżnia wśród innych produktów tego typu, jednak ja go bardzo lubię. Za co? Za delikatność, brak wysuszenia, odświeżenie skóry. Nie wiem jak z matowieniem, bo ja zawsze potem stosuję krem, ale sądze, że porównywalnie do innych produktów tego typu. Ładnie przygotowuje skórę pod krem.
Skład:
Oba kosmetyki doskonale spełniają swoje zadanie. Zamknięte są w takich samych, poręcznych, 200ml butelkach. Cena jest również przystępna- poniżej 20zł. Produkty są przyjemne w stosowaniu, przyjemnie pachną. Są wydajne- przez ok 2 miesiące zużyłam tyle, ile na zdjęciu. Nie mogę im nic zarzucić:)


Ziaja- Ulga?

Dzisiaj będzie krótko. Na fali poszukiwań czegoś, co nawilżyłoby i ukoiło trochę moją buzię, trafiłam na krem ujędrniający na noc, redukujący podrażnienia Ziaja Ulga.

Wg producenta krem powinien mieć następujące właściwości:
1. Łagodzenie skóry wrażliwej:
- zapewnia natychmiastowy efekt kojącego kompresu,
- łagodzi zaczerwienienie i uczucie pieczenia naskórka,
- redukuje szorstkość, suchość i nadmierne łuszczenie.
2. Ujędrnianie skóry wrażliwej
- wyraźnie zwiększa spoistość tkanki łącznej,
- intensywnie ujędrnia, uelastycznia i wygładza skórę,
- redukuje zmarszczki i zapobiega przedwczesnemu starzeniu.
3. Regeneracja skóry wrażliwej
- uzupełnia ubytki fizjologicznych lipidów skóry,
- odnawia i wzmacnia barierę ochronną naskórka,
- usprawnia naturalne procesy nocnej regeneracji.
Krem nanieść na skórę twarzy i dekoltu oraz wokół oczu, delikatnie wklepać. Stosować na noc. Na dzień polecamy krem łagodzący redukujący podrażnienia.

Kusząca byłą nie tylko nazwa kremu, jego cena ( ok 10zł) ale też to, że nie zawiera silikonów, olejów mineralnych, barwników.




Moja opinia:
Krem zamknięty jest w plastikowym słoiczki. Faktycznie nie pachnie. Jest lekki, bardzo lekki, prawie wodnisty. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustej warstwy,skóra świeci się po nim umiarkowanie.
ALe niestety nic dobrego o tym kremie nie moge powiedzieć- nie nawilża, nie ujędrnia, nie koi, nie łagodzi. Krem nie zrobił mi krzywdy- nie zapchał i nie podrażnił, ale co z tego. Równie dobrze mogłabym się niczym nie smarować. Chwilę po umyciu buzi łagodził uczucie ściągnięcia skóry, ale musiałam się nim co chwilę dosmarowywać, żeby w ogóle coś poczuć, a w konsekwencji jest dość niewydajny. Moim zdaniem nadaje się dla zupełnie bezproblemowych, normalnych cer, jako leciutki nawilżacz na noc i to raczej na lato. U mnie efektów brak, bardzo się rozczarowałam. Wczoraj użyłam go ostatni raz i wyrzuciłam, zostawiając jeszcze 1/4 kremu w środku. Ratuje go tylko niska cena, także nie mam poczucia, że starciłam dużo pieniędzy.

A Wy, miałyście styczność z serią Ziaji Ulga?

Pora na złuszczanie.

Mimo, że już mamy luty, chciałam się z Wami podzielić moim grudniowym kosmetycznym odkryciem. Już od pewnego czasu, ze względu na stan mojej cery,  poważnie rozmyślam nad kuracją kwasową, ale ciągle się trochę boję. Dlatego postanowiłam zacząć najpierw od jakiś gotowych produktów i mój wybór padł na apteczny krem złuszczający do cery trądzikowej, Sebo Almond Peel 10% firmy Pharmaceris.
Krem ten zawiera w sobie kwas migdałowy i jak nazwa wskazuje, jego stężenie to 10%.



Co mówi producent?
Rekomendowany jest do specjalistycznej kuracji przeciwtrądzikowej. Dzięki specjalistycznie opracowanej recepturze krem rozjaśnia nieregularne przebarwienia powierzchowne i pozapalne. Polecany jest również do stosowania w celu zapobiegania i zmniejszenia oznak starzenia się skóry. Proteiny ze słodkich migdałów wygładzają naskórek, a skóra staje się świeża i wypoczęta.

Skład:
Skład: Aqua, Mandelic Acid, Butylene Glycol, Glycerin, Tromethamine, Isohexadecane, Dicaprylyl Ether, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Sodium Polyacrylate, Cyclohexasiloxane, Cetearyl Alcohol, Xanthan Gum, Methyl Glucose Sesquistearate, Ceteareth-20, Silica Dimethyl Silylate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Extract, Methylparaben, Parfum.



Moja ocena:
Krem ten zakupiłam za ok 35zł. Zamknięty jest w higienicznym opakowaniu z pompką, bardzo lubię ten typ opakowania. Jedno wyciśnięcie daje nam ilość kremu pokazaną poniżej, wystarczy do posmarowania całej twarzy, przez co moim zdaniem krem jest wydajny.Niestety, ze względu na przezroczyste opakowanie nie mogę ocenić ile kremu już zużyłam, za to mam pewność, że zużyję go do ostatniej kropli.



Krem ma lekko żelową konsystencje, dobrze się rozprowadza, wchłania do matu. Zapach średni- troszkę dziwny, ale można się przyzwyczaić. Nie podrażnia. Nawilżenie jest średnie, dla suchych cer na pewno będzie zbyt małe. Zaraz po nałożeniu lekko ściąga. Ja stosuję ten krem co 1-2 dni na noc, od dwóch miesięcy i jak to z kwasami bywa, początkowo zauważyłam lekkie łuszczenie się skóry, obecnie już to minęło.
Po kilkunastu dniach stosowania- wow! Cera faktycznie wygładzona, mniej wyprysków, krem rozprawił się nawet z kilkoma zaskórnikami. Naprawdę działa! Okazuje się, że moja skóra pokochała kwasy. Niespodzianki wychodzą mi nadal, ale mam wrażenie, że jest ich mniej, a co najważniejsze- o wiele szybciej się goją! To mi się w tym kremie najbardziej podoba:-)
Zauważyłam też, że kiedy mam takiego podskórnego gula, wiecie, takiego co nie chce się wykluć:-) grubsza warstwa tego kremu nałożona punktowo na noc sprawia, że na drugi dzień niespodzianka już jest na wierzchu, co znacznie przyspiesza cały proces gojenia.

Ale żeby nie było za słodko, teraz będzie o wadach:-) Oczywiście, przy kremie z kwasem w dzień trzeba stosować filtry, ale ja nie uznaję tego za wadę, bo jak nie chce się sobie zrobić kuku:-) to trzeba te filtry stosować i o tym każdy wie.
Natomiast po ponad dwóch miesiącach stosowania zauważyłam, że krem działa na mnie o wiele słabiej. Tzn pryszczyki nadal wychodzą z podobną częstotliwością, ale moja skóra jakby stoi w miejscu. Po początkowym wow! i szybkiej, widocznej poprawie, teraz już się nic nie dzieje. Może się przyzwyczaiłam? Dlatego planuję odstawić na trochę krem i wrócić do niego po przerwie.
Niemniej jednak, szczerze Wam polecam, jeśli macie taką problematyczną cerę jak moja!



Acnelia M.

Czas na ostatni produkt Instituto Ganassini z serii Bioclin Acnelia, który otrzymałam do testów.
A jest nim krem Acnelia M.
Jest to emulsja do cery trądzikowej, wskazana do użycia po kuracji silniej działającym kremem Acnelia K.

Wg producenta krem ten dzięki wyselekcjonowanym składnikom  aktywnym  nawilża, reguluje wydzielanie sebum i zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych.
Ma przedłużyć działanie kuracji,sprawić, że skóra pozostanie idealnie nawilżona, jednolita, gładka i matowa. 

Co ja sądzę:
Tak jak w przypadku poprzednich produktów, do przetestowania dostałam 3 próbki po 3ml, które starczyły mi na ok tydzień używania rano i wieczorem więc moja opinia będzie niestety wg mnie niepełna, bo oparta na tak krótkim okresie czasu.
Z całej serii ten produkt najmniej przypadł mi do gustu.
Jest bardzo lekki, zbyt lekki jak dla mnie. Po posmarowaniu w ogóle nie czuję, że nałożyłam krem, to zdecydowanie zbyt mała dawka nawilżenia na noc, a zbyt mało matowi jako krem na dzień. W zasadzie nie wiele robi. Przy poprzednim kremie widziałam efekty, ten mnie nie zachwycił. Ot, zwykły kremik. Być może posiadaczki naprawdę tłustych cer będą zadowolone z niego, jakiego lekkiego nawilżacza na noc. 
Plusem natomiast jest delikatny zapach. Krem nie koił mojej skóry, ale też nie zrobił jej krzywdy- nie podrażnił ani nie zapchał. Można spróbować, chociaż ja w przyszłości zdecydowałabym się z całą pewnością na opisywany przeze mnie tutaj krem Acnelia K.

ANTYpryszczowo znów.

Pisałam Wam niedawno, że będę testować kosmetyki firmy Instituto Ganassini i dzisiaj nadszedł czas na pierwszą recenzję.
Do testów otrzymałam produkty z linii Bioclin Acnelia, czyli przeciwtrądzikowe.


Dostałam próbki i na nich oprę swoją opinię.

O linii:
BIOCLIN ACNELIA to linia preparatów do pielęgnacji wymagającej skóry mieszanej,
tłustej i trądzikowej.

Trądzik jest wynikiem nadmiernej produkcji sebum przez skórę, wywołanym zarówno
przez czynniki zewnętrzne (zanieczyszczenie powietrza, ekspozycja na promieniowanie
słoneczne) jak i wewnętrzne (nieprawidłowa dieta, stres, zaburzenia hormonalne).

Dzięki zawartości starannie wyselekcjonowanych składników aktywnych preparaty
BIOCLIN ACNELIA kompleksowo działają na 4 główne problemy skóry mieszanej,
tłustej i trądzikowej: nadmierna produkcja sebum, rozwój bakterii, stany zapalne skóry.
Kupicie je TUTAJ.

Bioclin Acnelia C - żel oczyszczający
 Co obiecuje producent?
  • Nie wysuszając czyści skórę, dokładnie usuwając zanieczyszczenia, nadmiar sebum i pozostałości po makijażu.
  • Dogłębnie oczyszcza pory sprawiając, że stają się one mniej widoczne.
  • Delikatnie złuszcza zewnętrzne warstwy epidermy, stymulując odnowę komórkową.
  • Reguluje i normalizuje produkcję sebum.
  • Hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za trądzik.
Preparat pozostawia skórę dokładnie i głęboko oczyszczoną. Pory są mniej widoczne, a skóra jest wyraźnie wygładzona zyskując „efekt nowej skóry”.
 Moja opinia:
Żel jest przezroczysty, o niezbyt gęstej konsystencji- dla mnie w sam raz. Nie pieni się, mimo to dokładnie oczyszcza skórę- wacik jest czysty. Lekko ją ściąga, ale nie wysusza. Zaraz po umyciu pory są zwężone, a skóra matowa, ja jednak muszę ją koniecznie czymś posmarować. Ciężko stwierdzić, czy działa antybakteryjne lub przeciwtrądzikowo, ale jak dla mnie- żel ma przede wszystkim oczyszczać i nie oczekuję po nim cudów- ten spisuje się dobrze. Do tego przyjemnie pachnie, łatwo go zmyć i jest przyjemny w stosowaniu. Skład:


Bioclin Acnelia K - kuracja przeciwtrądzikowa

Co obiecuje producent:
Kuracja przeciwtrądzikowa o działaniu mikro złuszczającym do skóry tłustej i skłonnej do wyprysków.  Wygładza powierzchnię skóry. Minimalizuje niedoskonałości skóry. Zapobiega rozmnażaniu się bakterii odpowiedzialnych za trądzik.
Niedoskonałości skóry zostają usunięte, zaczerwienienia zmniejszone, a skóra odzyskuje jednolity wygląd i blask.


Moja opinia:
Ze wszystkich stosowanych przeze mnie kremów antytrądzikowych, to jest zdecydowanie mój faworyt i poważnie rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania. 
Krem ma dość rzadką konsystencje, łatwo się rozprowadza, niewielka ilość starczy na całą twarz- ja miałam łącznie 9ml kremu ( 3 próbki po 3 ml) i ta ilość starczyła mi na dwa tygodnie, także pełne opakowanie powinno starczyć na co najmniej 2 miesiące. krem delikatnie pachnie, nie pozostawia tłustej warstwy, nie czuć go na twarzy. Idealnie nadaje się pod makijaż- nie roluje się i nie waży. Odrobinę wysusza skórę, moja potrzebowała dodatkowego nawilżenia wieczorami. Matuje umiarkowanie- moją mieszaną buzie tak na ok 3 godz.
Ale! to co najbardziej mnie urzekło- po 2 tyg stosowania zauważyłam efekty! Co prawda niespodzianki nadal mi wychodziły, ale zaczęły dziać się cuda z moimi zaskórnikami - otóż te na policzkach rozszerzyły się i lekko na puchły. Po kilku dniach udało mi się dwa z nich bezproblemowo usunąć. Nie udało się to jeszcze żadnemu kremowi! Żałuję, że krem mi się skończył w takim momencie.
Podsumowując: nie spodziewałam się cudów, natomiast krem pozytywnie mnie zaskoczył -dla samego faktu, że usunął mi kilka zaskórników, które wydawały się nie do ruszenia, jestem jak najbardziej na TAK! Duet tych produktów u mnie się bardzo sprawdził.

I jeszcze skład:



AA Wrażliwa Natura.

Poszukiwałam ostatnio pilnie jakiegoś nawilżającego kremu do twarzy. Padło na AA Oceanic, bo lubię tę firmę. Przyznam się, że uległam nieco reklamom w gazetach i skusiłam się na krem z serii Wrażliwa Natura, dla cery po 20 roku życia.
Jest to krem aktywnie nawilżający na noc.


Jak działa krem:
- organiczna woda z bławatka, pochodzącego z certyfikowanych upraw ekologicznych, bogata w sole mineralne oraz polifenole, działa kojąco i dodaje skórze blasku,
- organiczne masło karite, pochodzące z certyfikowanych upraw ekologicznych, doskonale odżywia i przyspiesza naturalne procesy regeneracji naskórka,
- wyciąg z pestek dyni wspomaga procesy odnowy skóry i łagodzi podrażnienia.
- gliceryna, wnikając w głębsze warstwy naskórka, nawilża skórę i pozostawia ją miękką w dotyku.


Krem zamknięty jest w plastikowym, wygodnym, estetycznym słoiczku. Ma pojemność 50ml. Krem jest leciutki, ma miłą, śmietankową konsystencje, delikatnie i nienachalnie pachnie. 


Wydajność przeciętna , nie używam go codziennie, ale niewielka ilość wystarczy, aby go rozprowadzić na twarzy. Niestety muszę nakładać kilka warstw. I tu przechodzę do sedna, a mianowicie działanie. Liczyłam na nawilżenie. Niestety tu się rozczarowałam. Krem nie daje mi uczucia nawilżenia ani ukojenia skóry. Lubię kremy na noc, które zostawiają delikatny film,ten tego nie robi. Co więcej, wchłania się błyskawicznie do matu, zostawiając skórę gładką i matową, jak po bazie wygładzającej, a co najgorsze, ściąga skórę! Nie pomaga nawet nałożenie kilku warstw, po każdej tak samo. To uczucie suchej ściągniętej skóry jak dla mnie przekreśla ten produkt. Plusem natomiast jest to, że nie podrażnia i nie zapycha. 
W opiniach o tym kremie wyczytałam, że efekty nawilżenia zauważa się po dłuższym stosowaniu, dlatego pewnie zużyje go do końca,jednak dla mnie ważne jest też natychmiastowe uczucie po nałożeniu kremu. Dlatego tez będę szukać dalej ideału:)

Nowości Lirene i Under Twenty.

Hurra, udało mi się dzisiaj zrobić zdjęcia!
I wreszcie mogę pochwalić się paczką, jaką w zeszłym tygodniu dostałam od Lirene i Under Twenty.
Kosmetyki są już w trakcie testów, jednak na recenzje będziecie musiały trochę poczekać, zwłaszcza balsamów.
Oczywiście jak zawsze zapewniam, że recenzje będą rzetelne i nie ma na nie wpływu to, że te kosmetyki otrzymałam od ww. firm.
Oto co  znalazłam w paczce:





A już dziś podzielę się moją opinią na temat Kremowego żelu do mycia twarzy Under Twenty.
Mimo, że mam już znacznie powyżej 20 lat, bardzo ucieszyłam się z tego żelu, bo po pierwsze- mój właśnie mi się kończył, po drugie jest przeznaczony do wrażliwej cery i po trzecia dla skóry z niedoskonałościami. Czyli idealnie dla mnie!


Co obiecuje producent?
Żel zawiera wyciąg z ogórka i aloesu, a także aktywny cynk, te trzy składniki razem mają:
  • skutecznie zlikwidować zaskórniki
  • usunąć zanieczyszczenia
  • działać antybakteryjnie
  • matowić cerę
  • nawilżać.

Kosmetyk zamknięty jest w bardzo wygodnej, miękkiej tubie o pojemności 150ml. Jest zamykany, a nie odkręcany, za to duży plus- tubę z łatwością otworzymy jedną ręką. Żel ma kremową konsystencję, ani za rzadką , ani za gęstą, dobrze się rozprowadza, leciutko pieni, nie ma problemów, żeby dokładnie go spłukać.
Jeśli chodzi o zapach- jest z kategorii odświeżających, czuć tego ogórka i aloes:) mnie troszkę drażni, bo jest dość intensywny, ale wielbiciele świeżaków powinni być zadowoleni.



No ale ja tu gadu gadu, a co z obietnicami producenta, czyli z działaniem?

1. Skutecznie likwiduje zaskórniki. Cóż, ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie mam ich dużo i raczej nie są dla mnie problemem, ale te które mam jak były tak są. Także +/-.
2. Oczyszcza skórę z zanieczyszczeń. Tutaj spisuje się bardzo dobrze. Po myciu przecieram skórę tonikiem- wacik jest czysty. Dodatkowo pozostawia uczucie świeże i czystej cery. +
3. Działa antybakteryjnie. Ten punkt raczej nie jest łatwy do oceny. Często wyskakują mi pryszczyki, ogólnie nie jest to wielki problem, ale dość uciążliwy. Od kiedy stosuje żel wyskoczyła mi tylko jedna niespodzianka, ale może to być też kwestia zmasowanego ataku jaki zaczęłam przeprowadzać na mojej cerze ( będzie o tym osobna notka). Także znów +/-.
4. Matuje cerę. Mam dość błyszczącą cerę, jakiegoś większego matu niezauważyłam. -
5. Optymalnie nawilża. Tutaj też nie mam zastrzeżeń- nie mam ściągniętej skóry jak po wielu żelach, nie jest wysuszona. Mogę ten punkt zaliczyć z czystym sumieniem na + :)

Podsumowując kosmetyk spełnia 3/5 obietnic producenta, przy czym z najważniejszej - oczyszczanie- spisuje się znakomicie. Myślę, że to całkiem dobrze jak na żel do mycia twarzy i produkt jest wart uwagi zwłaszcza dla cer problematycznych, takich jak moja.

Różane nawilżenie.

Od kilku tygodni testuję Miraculum, La Rose, Bogaty krem odbudowująco - regenerujący na noc i dzisiaj przyszła pora na recenzje.


Krem odbudowujaco - regenerujący na noc skutecznie odmładza i regeneruje skórę podczas snu i uzupełnia deficyt niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT) z przewagą kwasów omega - 6.
Składniki aktywne: Phytofleur French Rose, olej arganowy, SK-INFLUX, SkinVECTOR, oleje roślinne: makadamia, bawełniany oraz avocado.




Kosmetyk kupiłam za ok 20zł w Drogerii Natura. Skusiłą mnie cena oraz pozytywne opinie na Wizażu. Krem zamknięty jest w ciężkim, szklanym słoiczku o standardowej pojemności 50ml. Ma lekko różowy kolor. Zapach natomiast nieco mnie rozczarował- niby różany, ale czegoś mi brakuje. Zdecydowanie lepiej pachnie balsam do ciała z tej samej serii.





Konsystencja kremu za to jest idealna- masełkowata, dość treściwa, jednocześnie krem łatwo się rozsmarowuje i dobrze wchłania, pozostawiając delikatną, ochronną warstewkę, co ja akurat w kremach na noc bardzo lubię. Do tego się nie lepi, za co duży plus. Mam również wrażenie, że oprócz wygłądzenia dodatkowo wyrównał mi koloryt skóry.
Krem nie zapycha, nie powoduje podrażnień, wręcz przeciwnie, wygładza i koi skórę.
Nie nawilżą jakoś spektakularnie, na mojej mieszanej cerze się sprawdza, chociaż czasem muszę nałożyć dwie warstwy. Podejrzewam, że dla posiadaczek suchych cer może nawilżać za mało.
Co do wydajności jest przeciętna- krem jest gęsty, a więc ubywa go szybciej, niż tych o lekkiej konsystencji, ale cena to rekompensuje.
Nie jest to mój ideał, ale nie mam co do niego większych zastrzeżeń i zużywam go z przyjemnością.

I na koniec, bo dawno go nie było i już się za Wami stęsknił:)


Hit czy kit? Siarkowa Barwa.

Dzisiaj na tapecie krem na pryszcze:-)Barwa, Siarkowa Moc, Antybakteryjny krem matujący.
Swego czasu dużo się naczytałam o nim, ma on duże grono zwolenniczek, a jako że produkt polski i niedrogi postanowiłąm go nabyć w oszałamiającej cenie ok. 15zł.
Nie mam jakiś większych problemów z trądzikiem, ale zdarza się niestety ,że mnie wysypie od czasu do czasu- głównie na brodzie i żuchwie i na czole.
Cerę mam niby mieszaną, ale teraz latem cała buzia świeci mi się niemiłosiernie.


Najpierw obietnice producenta:
Krem polecany jest do codziennej pielęgnacji cery z problemami trądzikowymi. Specjalnie dobrany zestaw składników aktywnych pozwala na skuteczną walkę z objawami trądziku i nadmiernym błyszczeniem się skóry. Krem błyskawicznie matuje skórę na wiele godzin nadając jej pudrowy wygląd. Zamyka rozszerzone pory, skutecznie zwalcza pryszcze i przeciwdziała ich ponownemu powstawaniu. Chroni przed szkodliwym działaniem promieni UV, pozostawia skórę aksamitnie gładką i świeżą.
Składniki aktywne: siarka, krzemian glinowo-magnezowy, tlenek cynku, multifruit extract, naturalne pochodne oliwy z oliwek, alantoina, masło shea .

Skład: Aqua, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Hydrogenated Olive Oil, Olea Europaea, Olive Oil Unsaponifiables, Magnesium Aluminum Silicate, Dicaprylyl Carbonate, Butyrospermum Parkii, Zinc Oxide, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Allantoin, Sulfur, PEG-30 Castor Oil Vaccinium Myrtillus, Saccharum Officinarum, Citrus Aurantium Dulcis, Citrus Medica Limonum, Acer Saccharinum, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Imidazolidinyl Urea, Parfum, Citral, d-Limonene, Linalool

A teraz co ja sądzę.
Krem zamknięty jest w plastikowym słoiczku, dość tandetnym niestety i słabej jakości- mój słoiczek był popękany od samego początku, także nie wiem nawet czy tak ma być, czy popękał gdzieś w transporcie. Niemniej jednak wizualnie dość ładny, podobny trochę to Clarinsa:)

Sam krem ma baaardzo gęstą konsystencję. Trzeba go szybko rozprowadzać, ponieważ po chwili zastyga. Zastygając tworzy taką jakby pudrową warstewkę. I tutaj plus- natychmiastowo matuje! Skóra się nie świeci, jest świetnie przygotowana do makijażu. Krem daję wręcz efekt przypudrowanej skóry. Tutaj swoje zadanie spełnia znakomicie, mat trzyma się kilka godzin.


Jeśli chodzi o likwidowanie wyprysków...nie zauważyłam nic a nic. Mam dodatkowo wrażenie, że może przy dłuższym stosowaniu zapychać, i spowodować jeszcze większy wysyp. Dlatego ja używam tego kremu na dzień i maksymalnie co kilka dni.
Bo niestety krem wysusza. Mam wrażenie jakby spijał całą wodę ze skóry, dając uczucie lekkiego ściągnięcia. Także absolutnie nie polecam dla suchej skóry. Najlepiej sprawdzi się na tłustej.
Nie wiem jak z wydajnością, ponieważ dość rzadko go używam, ale myślę, że przeciętna.
I ostanie...zapach. Jest straszny! Niby cytrynowy, ale bardzo, bardzo chemiczny. Dziewczyny, wierzcie lub nie, ale pachnie wypisz wymaluj jak Cif do czyszczenia łazienek. Fuj!

No i werdykt: hit czy kit? Wychodzi na to, że ani to, ani to.
Wg mnie nie jest to krem do codziennego stosowania, ale można spróbować.

W poszukiwaniu okazji.

Wpadłam do Sephory jakiś czas temu zobaczyć co mają ciekawego na wyprzedażach- i nie zawiodłam się.
W moje oko wpadła zgrabna, przezroczysta kosmetyczka zawierająca krem do twarzy i krem pod oczy.
Jako, że na krem pod oczy czaiłam się już od jakiegoś czasu czym prędzej capnęłam i pobiegłam do kasy.
Uważam, że zrobiłam niezły interes:-) Zestaw przeceniony był z 79zł na 39zł, podczas gdy sam krem do twarzy kupiony osobno kosztuje 59zł. Takie okazje lubię!




(wybaczcie to zdjęcie, ale mój aparat naprawdę nie chce ze mną ostatnio współpracować).
Sephora, Creme Legere Tres Hydratante czyli lekki krem nawilżający przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, zwłaszcza do cery mieszanej i tłustej (dostępny jest jeszcze w bogatszej wersji).
Zamknięty jest w naprawdę ładnym plastikowym słoiczku o pojemnnośći 50ml.






Ma świetną, śmietankową konsystencje, łatwo się rozprowadza, ma lekki, przyjemny zapach. Jest świetny pod makijaż- szybko się wchłania, nie roluje, nie pozostawia tłustej warstwy, skóra się po nim nie świeci. Jednakże po za tym nie robi nic- nie nawilża jakoś spektakularnie, ja muszę nakładać dwie warstwy, żeby coś poczuć. Ot taki sobie zwykły kremik, na pewno nie wart 59zł. Mimo to,używam z przyjemnością:-)

Sephora, Instant Depuffing Roll - On Gel- roll-on do pielęgnacji okolic oczu- za to ten produkt podbił moje serce od razu.


Preparat roll - on:
- dzięki odbijającym światło pigmentom oraz ekstraktowi z czerwonych winogron w sposób widoczny redukuje opuchliznę,
- skutecznie niweluje także cienie wokół oczu,
- aplikator roll - on z trzema kulkami stymuluje drenaż
limfatyczny oraz mikrocyrkulację dając efekt natychmiastowego
ożywienia skóry,
- nawilża skórę dzięki obecności składnika HydroSenn+.

Jest to lekki, nawilżający żel pod oczy. Nie podrażnił mi oczu, ładnie się wchłąnia, daje uczucie odświeżenia dla zmęczonych oczu. Co mi się podoba? Aplikator. Zawiera on 3 metalowe kuleczki, które rewelacyjnie masują skórę wokół oczu. Stosuję go wtedy kiedy mam ochotę i mam wrażenie, że wygładził mi zmarszczki:)
Ale najlepiej sprawdza się rano, kiedy mam podpuchnięte oczy po śnie, wystarczy chwila masażu i voila! o niebo lepiej. Jeszcze lepszy efekt można uzyskać, wkładając go wcześniej na parę minut do lodówki.
W regularnej sprzedaży kosztuje 39zł i jest go 15ml.
Naprawdę produkt warty uwagi.






A czy Wam udało się upolować jakąś kosmetyczną okazję?

Miętowo mi:)

Kochani wyobraźcie sobie, że to mój 100 post. Miło mi, że blog się rozwija, że ma coraz więcej obserwatorów i że tu zaglądacie, bo bez Was nic by nie było:-)
Dotarło do mnie ostatnio, że naprawdę poważnie traktuję bloga i coraz bardziej przeszkadza mi kiepska jakość zdjęć mojego aparatu, dlatego zaczynam zbierać na porządny sprzęt!

Jestem już po gruntownych testach Maseczki Miętowej marki Synesis.
Dostałam ją w formie próbek, które starczyły mi do kilkukrotnej aplikacji.


Maska miętowa zawiera aż 10 doskonale skomponowanych, niezwykle oryginalnych składników aktywnych.

Wśród nich:
olejek miętowy, zieloną ziemię leczniczą (Grüne Heilerde), olej winogronowy, aloes, korę białej wierzby, olejek z jojoby, mech islandzki, witaminę E oraz babkę lancetowatą i olejek z pestek brzoskwini.

Maska miętowa to produkt silnie odżywczy, nawilżający i łagodząco-kojący. Kosmetyk ma także działanie liftingujące i przeciwzapalne, a mikroelementy w nim zawarte korzystnie wpływają na odtruwanie skóry. Maska ma orzeźwiający, wyraźnie miętowy zapach oraz bardzo przyjemną, gęstą, kremową konsystencję.

Skóra po zdjęciu Maski jest odżywiona, rozświetlona i zrelaksowana, a efekty widoczne natychmiast. Kosmetyk Synesis przeznaczony jest do intensywnego nawilżania wszystkich rodzajów skór. Dzięki regularnej aplikacji cera odzyskuje zdrowy blask.
(ze strony producenta).



Maska ma postać miętowo-zielonej, gęstej mazi. Miałam obawy, co do rozprowadzania jej na twarzy, ale aplikuje się ją zadziwiająco dobrze. Jest taka jakby satynowa, matowa, jednak nie zastyga na twarzy na kamień, w związku z czym łatwo ją precyzyjnie rozprowadzić.
Ma delikatny, miętowy zapach. Bardzo dobrze sprawdza się w upały- orzeźwia, odświeża i lekko chłodzi.
Jak wspomniałam- nie zastyga, tylko wysycha, tworząc matowy film, jednak ani trochę nie ściąga twarzy i nie powoduje dyskomfortu.



Ja nakładałam ją dość cienką warstwą, w związku z czym widoczna na zdjęciu próbka wystarczyła mi na dwa razy, ale można oczywiście nałożyć ją grubiej. Producent poleca także ją do stosowania czasem jako kremu nocnego, ale ja się na to nie odważyłam- obawiam się wybrudzić poduszkę, ale podejrzewam, że i w tej roli świetnie się sprawdzi.

Maseczka jest bardzo łatwa do zmycia, nie trzeba trzeć, wystarczy ochlapać twarz wodą i wszystko pięknie schodzi.



A co mamy po zmyciu maski? Odświeżoną, pełną blasku skórę. Pory są domknięte, skóra ładnie wygładzona i matowa. DO tego, mam wrażenie, jakby coś rozświetlało ją od środka:) Oczywiście domknięte pory nie utrzymują się długo, ale sądzę, że przy regularnym stosowaniu maseczki zauważymy widoczne efekty.

Jest to kolejny dobry produkt od Synesis, który mogę Wam szczerze polecić.