Pages

Merry Ho Ho Ho!

Kochani!
Niech magia tych Świąt pozostanie w Waszych sercach cały rok!



To moje pierwsze święta spędzone na obczyźnie....ciekawe czy ostatnie?:)

Pomocnik.

Witajcie!
Żyję, nie umarłam, powoli już można powiedzieć, że się zaklimatyzowałam. Ale przez to zaklimatyzowanie, zupełnie nie mam serca i glowy do bloga:)
Ale! Mimo to, chciałam Wam przedstawić kosmetyk, który zabrałam jeszcze z Polski i który dzielnie mi towarzyszy każdego dnia. Kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie się ruszyć.

Ciekawe co to?

Otóż jest to krem do rąk Isana.


Opis producenta:


Isana krem do rąk Kwiat Pomarańczy: sprawdzi się w sytuacji, gdy twoje dłonie są suche, a skóra
utraciła elastyczność. Masło kakaowe, pantenol i gliceryna zawarte w kremie zapewnią idealną pielęgnację i regenerację skóry. Aksamitna konsystencja kosmetyku gwarantuje szybkie wchłanianie, a jednocześnie nie pozostawia tłustej powłoki. Dodatkowo krem posiada bardzo subtelny zapach z delikatną nutą pomarańczy, który jeszcze długi czas po zastosowaniu utrzymuje się na skórze.
Cena: 4,99 zł / 100ml
Kosmetyk dostępny w Rossmannie.





Zacznę od tego, że używam go CODZIENNIE po kilka razy od mniej więcej 1,5 miesiąca i sporo go jeszcze w opakowaniu zostało, więc krem jest niesamowicie wydajny. Niewiele go trzeba, żeby dłonie były nawilżone i co najważniejsze, to nawilżenie utrzymuje się do następnego mycia rąk. Świetnie radzi sobie z przesuszoną skórą dłoni pod wpływem warunków pogodowych jak i różnych środków czyszczących.
Krem jest dosyć gęsty, ale dobrze się rozprowadza, dlatego też niewiele go trzeba na całe dłonie. Wchłania się szybciutko i nie zostawia tłustej warstewki. Jednocześnie uczucie nawilżenia pozostaje - znacie to, kiedy posmarujecie dłonie i jak krem się wchłonie to nie ma różnicy? Tutaj na szczęście tak nie jest. Do tego ładnie pachnie i zapach jest wyczuwalny oraz długo się utrzymuje. Za taka cenę krem jest naprawdę warty spróbowania, naprawdę z czystym sumieniem mogę polecić.

Troszkę Irlandii.

Witajcie kochane, wiem że zaniedbuję bloga, ale jeszcze do końca się tutaj nie ogarnęłam:)
Jutro mija 6 tydzień, jak tu jestem. Powoli, powoli się zadomawiam, chociaż muszę przyznać, że jest dość ciężko.
Spotkałam do tej pory bardzo wielu miłych ludzi, Irlandczycy są przyjaźnie nastawieni, uprzejmi, zagadują.
Jednak jest tu wiele rzeczy tak różnych od tego co znam, do których trzeba się przyzwyczaić.
Do szału doprowadza mnie na przykład tutejsza komunikacja miejska. W weekendy cokolwiek zaczyna jeżdzić bardzo późno, np w niedzielę tramwaj zaczyna jeździć od godz 7 rano (a są tu tylko dwie linie, a więc niewielu ludzi tak naprawdę ma dostęp do tramwaju), a w niektórych miejscach autobusy zaczynają kursy około 10:00 rano! Jak nie masz samochodu a pracujesz w weekendy, to pozostają Ci taksówki, które tanie nie są.


Druga sprawa- autobusy. Nie cierpię nimi jeździć! Nie ma wypisanej trasy, przystanki nie są oznakowane, jeśli nie znasz miejsa gdzie wysiadasz to koniec- pozostaje Ci tylko poprosić kierowcę, żeby powiedział, gdzie wysiąść.


Jedzenie- wszystko jest kwaśne! Oni tutaj uwielbiają ocet i dodają go do wszystkiego. Kupiłam chociażby majonez- kwaśny. Keczup- kwaśny. Ale frytki z octem i chipsy o smaku soli i octu muszę przyznać, że uwielbiam:)

Co mnie również zaskoczyło? To, że Irlandia jest taka piękna. Niesamowite krajobrazy, widoki i zieleń przez cały rok. I to, że mieszkając w Dublinie jak mam ochotę znaleźć się w górach to hop- jestem, mam ochotę pojechać nad morze- godzina drogi i jestem. A mam wrażenie, że Dublińczycy tego zupełnie nie doceniają:)
Kilka fotek:







Mineralny krem siarczkowy.



Krem siarczkowy zawiera w swoim składzie cenne, aktywne składniki mineralnych wód siarczkowych z uzdrowisk Busko-Zdrój i Solec-Zdrój. Skuteczność wód siarczkowych została udowodniona w leczeniu chorób skóry (takich jak: łuszczyca, atopowe zapalenie skóry, łojotokowe zapalenie skóry) jak i chorób reumatycznych.
Działanie kremu zostało potwierdzone zarówno w badaniach aplikacyjnych jak i specjalistycznych badaniach aparaturowych. Stosowanie mineralnego kremu siarczkowego:
  • Wyraźnie poprawia nawilżenie skóry
  • Natłuszcza wzmacniając naturalną, ochronną barierę lipidową skóry
  • Zmniejsza szorstkość i reguluje proces złuszczania naskórka
  • Wygładza, ujędrnia i uelastycznia skórę poprawiając jej wygląd
  • Lekko wyrównuje koloryt skóry zmniejszając widoczność rozstępów
(ze strony producenta)

To już drugi produkt formy Suplhur, który dane mi było testować. Przy moich problemach ze skórą znalezienie dobrego kremu to nie lada sztuka. Dlatego zawsze ostrożnie podchodzę do tego, co nakładam na twarz i ciało. Mineralny krem siarczkowy dostałam w momencie, kiedy nękała mnie od ok 2 tygodni niegroźna, ale uciążliwa choroba skóry. Przeczytałam o jego właściwościach i postanowiłam zaryzykować i spróbować.

Krem jest w wygodnym opakowaniu z pompką. Ma bardzo lekką konsystencje, łatwo się rozprowadza, szybko wchłania. Na twarzy nie wchłania się do matu, twarz lekko się po nim świeci. Ma delikatny, cytrynowy zapach, mnie niestety przypomina mleczko do czyszczenia i średnio mi odpowiada.

Stosowałam go kilka dni do twarzy. Ładnie nawilża jednak pozostawia warstewkę, która dla mnie była niekomfortowa. Zaczęłam więc stosować go na skórę ciała. I tu sprawdził się rewelacyjnie! Doskonale nawilżył przesuszone miejsca, świetnie poradził sobie z łokciami i kolanami. ładnie łagodzi również po depilacji.Zawsze mnie po niej swędzą łydki, a krem łądnie to nieprzyjemne uczucie złagodził. Skóra była nawilżona i wygładzona. A co najlepsze, miałam wrażenie, że moja choroba skóry po tym kremie szybciej zniknęła i nie zostawiła żadnych śladów. Nie mogę się niestety wypowiedzieć na temat tego, czy radzi sobie z rozstępami, bo ich nie posiadam.
Krem mnie nie uczulił ani nie podrażnił, w moim odczuciu jest delikatny i nadaje się do wrażliwej cery.
Polecam jak najbardziej w codziennej pielęgnacji ciała. Myślę też, że sprawdzi się równiez do twarzy u tych z Was, które posiadają sucha skórę. Jednym słowem: dobry produkt.






Leki i dermokosmetyki uzdrowiskowe- o co chodzi?

Jakis czas temu pisalam Wam, ze dostalam do przetestowania kosmetyki uzdrowiskowe firmy Sulphur
Jest to rodzinna firma, która wytwarza jedyne w kraju leki na bazie leczniczych wód siarczkowych oraz borowin (peloidów). Z ich naturalnego bogactwa od prawie 200 lat korzysta się w uzdrowiskach: Busko-Zdrój i Solec-Zdrój, skutecznie leczącchoroby stawów, kręgosłupa, pourazowe narządu ruchu oraz skóry (głównie łuszczycę).



  • Ekologiczne składniki aktywne: mineralna woda siarczkowa oraz ekstrakt z borowin, najwyższej jakościprodukty farmaceutyczne, wyspecjalizowany zakład (jedyny w Polsce produkujący leki z wykorzystaniem mineralnej wody siarczkowej oraz borowin). Dzięki temu zyskujecie Państwo pewność działania każdego opakowania
  • Leki i dermokosmetyki pochodzenia uzdrowiskowego dają możliwość korzystania z kuracji dostępnej do tej pory wyłącznie w Uzdrowisku
  • Produkt polski - polskie składniki (solanka siarczkowa, borowina), polski kapitał (jeden z ostatnich polskich producentów leków), produkowane w uzdrowisku Busko-Zdrój

Brzmi fajnie prawda? 

Kosmetyki zainteresowaly mnie zwlaszcza dlatego, ze borykam sie z roznymi problemami skornymi od pewnego czasu i ciezko dobrac mi cos odpowiedniego.Na pierwszy ogien poszła Borowina SPA.Co to takiego?
Jest to emulsja do kąpieli wytwarzana z czystej mikrobiologicznie borowiny. Kąpiel borowinowa relaksuje, zmniejsza napięcie, rozluźnia i redukuje uczucie ociężałości nóg.
Działanie:

  • Wyraźnie wygładza (zmniejsza przymieszkowe rogowacenie naskórka),
  • Uelastycznia naskórek,
  • Nawilża i sprawia, iż skóra jest przyjemna w dotyku
  • Poprawia ogólny wygląd skóry ciała



Jednym słowem kuracja sanatoryjna pod własnym dachem.
Produkt ma postać gęstej emulsji. Wlewamy ok 1/3 szklanki pod strumien ciepłej wody. Trzeba dobrze pomieszac wode ręką, gdyż tworza sie takie jakby "skrzepy", ale po pomieszaniu dobrze sie rozpuszcza. Nie pieni sie.
Zabarwia wode na brązowo, co mi troszkę musze przyznac przeszkadzalo, gdyz wchodzac do wody mialam wrazenie, ze woda jest brudna, ale po kilku kapielach sie do tego przyzwyczailam.




Zapach- lasu sosnowego, niezbyt dla mnie piekny, ale na pewno relaksujacy. Za kazdym razem lezalam w takiej kapieli ok 15-20 min po czym delikatnie osuszalam cialo recznikiem.
Tego typu kosmetyki maja to do siebie, ze potrzeba czasu na ich dzialanie. Ja jakos szczegolnego dzialania na skore nie zaobserwowalam. Faktycznie, skora wydaje  sie byc po takiej kapieli nawilzona, nie potrzeba stosowac balsamu, rozniez calkiem fajnie poradzilo sobie takie moczenia na moja przesuszona skore lydek.
Za co jednak polubilam ten produkt to to, ze kapiel taka jest naprawde bardzo reklasujaca i odprezajaca. Polecam zwlaszcza wieczorem, ma sie wrazenie ukojenia, wprost czuc jak napiete miesnie puszczają:)




Nie jest to cos niezbednego w lazience, ale mysle, ze dla osob z problemami skornymi to dobra alternatywa dla plynow do kapieli. A dla wszystkich innych swietny sposob na odprezenie po ciezkim dniu:)



*zdjecia robione telefonem, przepraszam za jakosc, ale moj aparat na razie tu w Irlandii jest nieczynny;)

Chwilowa przerwa

Witajcie kochani! Jestem juz w Dublinie od kilku dni, mam urwanie glowy z cala ta przeprowadzka itp. obecnie dzielnie szukam pracy:)
Nie mam niestety jeszcze internetu, nie wiem kiedy bede miala, za jakis tydzien moze? Dlatego nie ma mnie na blogu, a mam troszke recenzji i kosmetykow do pokazania Wam:)
Takze jak tylko bede miala internet spodziewajcie sie notek nie tylko na temat kosmetyków, ale i mojego zycia tutaj. Buziaki i trzymajcie za mnie kciuki!

I mnie dopadło laminowanie.

Postanowiłam sama wypróbować metodę laminowania włosów żelatyną, która ostatnio osiąga rekordy popularności na blogach:)
Nie spodziewałam się jakiś spektakularnych efektów, ze względu na to, że mam kręcone włosy.
Wypróbowałam metodę zaproponowaną przez Anwen, nie będę jej opisywać, bo już z pewnością każda ją zna:)
Jak dla mnie żelatyna ma ohydny zapach, musiałam wstrzymywać oddech podczas nakładania, na szczęście ładnie się wypłukuje i ślad po zapachu nie zostaje. Nie zrobił mi się też na włosach żaden glut, łatwo nałożyłam i łatwo spłukałam. Następnie wtarłam w końce włosów odrobinę odzywki bez spłukiwania Joanna Naturia, nie użyłam niczego do stylizacji.Efekty poniżej.

Przed:


Po (ale przyznam, że tutaj poświęciłam włosom trochę uwagi i bardziej je "pogniotłam" niż na zdjęciu powyżej, żeby uformować loki).



  Z lampą:

Co zauważyłam? Włosy są tak jakby otoczone żelatyną, więc wydaje ich się więcej. Na pewno się wygładziły, nie była aż takiego puchu, ładnie formowały się w loczki. Wydaje mi się też, że bardziej się błyszczą:) Większej miękkości niezauważyłam.
Myślę, że będę powtarzać laminowanie włosów, mam teraz ochotę na metodę Kascysko:)
A Wy, próbowałyście już?

A w upały...

....odświeżam buzię tonikiem Lirene.
Nawilżająco- oczyszczający, w sam raz do mojej mieszanej skóry. Odświeża, tonizuje, pozostawia uczucia czystości. Nie ma alkoholu, a więc nie wysusza i nie ściąga.
I przepięknie pachnie!
Nie jest to jakieś odkrycie roku, jednak bardzo go lubię:-)


Garnier Color Naturals nr 7

Od dawna czaiłam się na tę farbę, ponieważ jestem zakochana  w kolorku na opakowaniu i wreszcie się zdecydowałam.


Farba kosztowała mnie ok 16 zł. Zdecydowanym minusem jest to, że do jej wymieszania potrzebujemy miseczki. Farba śmierdzi- aż oczy szczypią, ale jest to do wytrzymania. Łatwo się nakłada, gdy zabrudzi skórę łatwo się też zmywa. 
Jest jej dość mało- na moje włosy do ramion starczyło na styk, a mam mało włosów! I pod koniec bałam się, że jednak nie starczy. 
Dobrze spłukuje się z włosów, nie podrażnia, pozostawia włosy miękkie i błyszczące. Podczas spłukiwania dużo włosów mi wypadło, ale ciężko stwierdzić, czy jest to wina farbowania.
Dołączona odżywka ładnie pachnie, pozostawia włosy sypkie i śliskie jednak jest jej mało- wystarcza tylko na jedną aplikację.
Kolor- po farbowaniu super, jestem bardzo zadowolona z efektów, mam nadzieję, że pozostanie taki i nie rozjaśni się już za bardzo:)
W pomieszczeniu:

 Na dworze: 



Mam też małe ogłoszenie parafialne:)
Jak widać ostanio, jest mały zastój na blogu. Spowodowane jest to słabszym okresem w moim życiu osobistym oraz szykującymi się wielkimi zmianami.
Nie chciałam wcześniej pisać, żeby nie zapeszać, ale teraz już mogę:
3 września wylatuję do Dublina i mam bilet tylko w jedną stronę. Stawiam wszystko na jedną kartę i ryzykuję:-) Na jak długo lecę? Tego nie wiem- może na kilka miesięcy, może na rok, może na stałe.
W związku z tym mam do Was pytanie: czy macie ochotę poczytać na moim blogu o przygotowaniach do wyjazdu, moich pierwszych dniach tam, życiu zagramanicą:), tym co mnie zaskoczy, zdziwi, zaszokuje itd?
Piszcie;)

Just arrived! Glossy Box Sierpień!

Własnie odebrałam paczke od kuriera i czym prędzej zrobiłam zdjęcia (komórką,przepraszam za jakość), żeby podzielić się z Wami zawartością. W tym miesiącu az 7 produktów,w tym jeden pełnowymiarowy (szminka). Ja jestem zadowolona:) A Wy co sądzicie?





Dwa zużycia i nowe testy.

Wczoraj dokonałam dwóch zużyć, co jest dla mnie nie lada wyczynem, bo ja mam duże problemy ze zużywaniem kosmetyków. A tu aż dwa!



Pierwszą zużyłam eko odżywkę do włosów Sesa. Przerzuciłam się jakiś czas temu na naturalną pielęgnację i zakupiłam między innymi ten produkt.
Odżywka SESA- włosy jedwabiste i błyszczące.
Ultra bogata i orzeźwiająca odżywka SESA skutecznie nawilża włosy. Unikalna formuła z masłem she doskonale odżywia włosy oraz dodaje im blasku. Przywraca równowagę przetłuszczającej się skórze głowy. Naturalny przeciwutleniacz aloes chroni włosy przed promieniowaniem UV i zanieczyszczeniami środowiska. Odżywka SESA to sposób na doskonale odżywione i lśniące włosy. Regularnie stosowana ułatwia rozczesywanie włosów.


Ma fajny skład, aloes i shea na pierwszych miejscach, liczyłam więc na nawilżenie moich kręciołów. Jest jej malutko, bo tylko 150ml, ale ja używałam jej co któreś mycie. 
I cóż, nie byłam zadowolona. Odżywka jest dość gęsta, ma ładny zapach, dobrze się rozprowadza i nie spływa, ale...z moimi włosami nie robi nic. Włosy po jej użyciu są tępe, trudno się rozczesują, nie są absolutnie nawilżone, a wręcz dziwne  w dotyku. Nie kupię jej ponownie.

Drugi produkt, to krem do stóp z mocznikiem z firmy Eveline. Uważam, że na suche pięty mocznik jest najlepszy, ale zazwyczaj kremy zn im są drogie. Ten kosztował poniżej 10zł, a mocznik jest na drugim miejscu w składzie! Krem się nie klei, dobrze się wchłania. Ale co najważniejsze, działa! Na opakowaniu pisze, że efekt po 7 dniach, natomiast ja widziałam różnicę od pierwszego użycia. W krótkim czasie doprowadził moje pięty do gładkości, a byly w naprawdę opłakanym stanie. Na dzień dzisiejszy jest to najlepszy krem do stóp w tej cenie jakiego używałam i na pewno kupię ponownie.
Jedynym minusem, że pod koniec bardzo trudno było wydobyć resztki z opakowania, więc je rozciełam- okazało się, że całkiem sporo go jeszcze było. 



Dosłownie przed chwileczką przybył do mnie kurier i przywiózł paczkę z dwoma kosmetykami. Nawiązałam współpracę z firmą Sulphur, produkującą naturalne kosmetyki na bazie leczniczych borowin i wód siarczkowych. Jestem tych kosmetyków naprawdę bardzo ciekawa, bo mam ogromne problemy ze skórą.
Otrzymałam dziś kąpiel borowinową SPA oraz mineralny krem siarczkowy. Zaczynam od dziś testy!


Lirene City Matt

Z ciekawością wypróbowałam nową wersję podkładów City Matt. Używałam kiedyś bardzo dawno temu i w zasadzie nie pamiętałam, jak się wtedy spisywał.
Obecną wersję używam od ponad miesiąca.




Podkład zamknięty jest w wygodnej buteleczce z pompką. Łatwo się wyciska odpowiednią ilość. Konsystencja idealna, bardzo lekka. Łatwo się rozprowadza, nie jest tępy, nie tworzy smug, ładnie się rozsmarowuje.
Ma śliczny zapach, co sprawia, że kosmetyk jest bardzo przyjemny w użyciu.
Matowienie? Cóż, przy obecnych upałach, chyba nic nie jest w stanie sobie poradzić. Lirene zostawia skórę gładką i jedwabistą, nie tworzy maski, matuje, jednak nie sztucznie- twarz wygląda zdrowo i naturalnie.
I teraz najważniejsze dla mnie- krycie. Tutaj wielbicielki mocnego krycia mogą być rozczarowane.
Kryje średnio, jest raczej półtransparentny. Ładnie wyrównuje koloryt cery, jednak nie radzi sobie z przebarwieniami po trądziku czy wypryskami. 
Myślę jednak, że latem warto dać skórze odpocząć od ciężkich podkładów, niech sobie biedna pooddycha:-) Ja od kiedy wróciłam do hormonów zauważyłam poprawę cery, dlatego ten podkład w letnie dni spisuje się idealnie, nie waży się na twarzy, nie czuję go. Nie powoduje też zapychania i wysypu pryszczy.



Za całe podsumowanie niech więc wystarczy fakt, że nie rozstaję się z nim od ponad miesiąca i do makijażu używam ostatnio tylko jego:-)

Wielka rozsprzedaż!

Dziewczyny! W związku z nadmiarem posiadanych przeze mnie i nieużywanych kosmetyków, postanowiłam oficjalnie otworzyć pierwszy bazarek u Yoony:-)
Zmotywowałam się wreszcie i powystawiałam dobytek na allegro. Kosmetyki są w większości tylko wypróbowane lub nowe. Głowiłam się nad kwestią cen, ale myślę, że są przystępne.
Jakby ktoś miał ochotę, to zapraszam:)

EDIT: Wystawiłam aukcje na zestawy kosmetyków i już je zakończyłam, ponieważ zaczęły napływać głosy chętnych na pojedyncze rzeczy:-) Dlatego moja propozycja jest taka: bierzcie co chcecie:-) W komentarzu lub na maila zaznaczcie, jaką rzeczą jesteście zainteresowane.
Nie wystawiałam pojedynczych rzeczy dlatego, że naprawdę nie wiem, ile chcieć za nie pieniędzy, dlatego proszę o informację na maila, jaką rzeczą jesteście zainteresowane i z propozycją ceny.
Zestawy zrobię, jak już nie będzie chętnych na pojedyncze kosmetyki:-)


 Aukcja- KLIK!



 Aukcja- KLIK!



 Aukcja- KLIK!




Na zestaw składają się:
- puder brązujący Manhattan
- krem tonujący Alterra
- 2 szminki Sensique
- metaliczny błyszczyk Virtual
- paletka cieni L'oreal dla niebieskich oczu- Doutzen Kroes - sprzedane





Na zestaw składają się:
- rozświetlacz z limitowanej edycji Moonlight - rezerwacja
- 2 lakiery do paznokcji
- 2 szminki z serii Metallics- przyciemniająca oraz rozjaśniająca
- 2 błyszczyki Stay with Me! 03 candy bar sprzedane i 04 trendsetter
- paletka cieni z serii Metallics



Na zestaw składają się:
- rozświetlacz Sleek - sprzedany
- potrójny cień Paese (nowy)
- róż Bell (nowy)
- sypki cień The Body Shop bronzed amber
- cień Virtual Caffe mocca
- róż Bourjois
- błyszczyk Manhattan Tasty Lips
- błyszczyk Hean Fantasy Rose





Na zestaw składają się:
- puder sypki My Secret
- 3 cienie My Secret
- zestaw do brwi Catrice (brak pędzelka)
- paletka dwóch cieni Catrice 
- srebrny lakier z drobinkami My Secret
- lakier Vipera- sprzedany
- szminka z drobinkami Sephora
- gruba kredka do oczu My Secret






- puder prasowany Constance Carroll (nowy)
- paletka do makijażu Golden Rose
- metaliczny eyliner Golden Rose w odcieniu nr 10 (fioletowy)
- 2 potrójne cienie Paese (nowe)
- baza pod cienie Virtual
- róż do policzków z różanej serii Wibo
- szminka z różanej serii Wibo- sprzedana
- transparentny błyszczyk do ust IsaDora (nowy)- sprzedany
- czerwona szminka Vipera
- lakier Hean
- lakier Colour Alike (nowy)



 Aukcja- KLIK!