Pages

Niemoc.

Przepraszam Was bardzo, że nie ma mnie za bardzo na blogu, ale mimo, że za oknem Słońce i piękna pogoda, ja mam bardzo kiepski czas.
Opanowała mnie niemoc, lenistwo i zniechęcenie.
Szukam pracy obecnie i przekonuje się, jak ciężko jest w tym kraju. A frustracja rośnie.

Mam kilka pomysłów na notki, ale kto za mnie je napisze i porobi zdjęcia?:)
Wracam do Was, jak tylko się ogarnę.

Floslek linia Sun Care

Opalając się dzisiaj trochę na balkonie pomyslałąm o tym, że najwyższy czas zainwestować w jakieś preparaty do ochrony słonecznej. A że jak wiecie uwielbiam polskie firmy, pokopałam trochę i znalazłam Linię słoneczną Flosleku.


W skład linii wchodzą:
* Ochronny krem na słońce spf 50+
* for kids krem Ochronny przeciwsłoneczny SPF 50+
* Krem ochronny do opalania SPF 30
* Krem ochronny do opalania SPF 15
* Pomadka ochronna do ust z filtrem UV
* Emulsja kojąca SOS po opalaniu
* Balsam delikatnie brązujący

Wszystkie produkty są przygotowane z myślą o wrażliwej skórze, bez barwników i alergenów, kremy do opalania są wodoodporne.
Cena za poszczególny produkt nie przekracza 20 zł.
Dostępność- jak zwykle utrudniona, pewnie niesieciowe drogerie no i internet.
Ja poza filtrem, chętnie nabyłabym też pomadkę.
Bo co jak co, ale trzeba się chronić:)

Vipera- róże City Fun.

Buszując po internecie, natknęłam się właśnie na róże Vipery.
Przyznam się, że nie mam ani jednego kosmetyku tej firmy, a do tych róży zaświeciło mi się oko.


Róże mają piękne opakowania i kolory. Kolekcja składa się z 10 odcieni- 7 było w ofercie firmy i trzy nowe. W kolekcji są zarówno odcienie matowe, jak i mocno perłowe, a także miksy kolorystyczne w odcieniach brązu i różu.

Dzięki kulistym drobinom zawartym w pudrze, produkt gładko się rozprowadza i pozostawia efekt długotrwałej delikatności i aksamitności. Bardzo dobre nasycenie kolorem gwarantuje natychmiastowy i długotrwały efekt.
Kosztuje ok. 14zł.


Co sądzicie?

Moje wiosenno-letnie zapachy.

Czy przyznawałam się Wam kiedyś, że oprócz kosmetykoholizmu cierpię też na perfumoholizm? Nieuleczalny.
Zaraziłam się nim około 4 lata temu oczywiście dzięki portalowi Wizaż.pl (o ile człowiek by miał więcej pieniędzy gdyby nie ta strona:) ) i podforum Perfumy i mój nałóg trwa do dzisiaj, chociaż trochę go już poskromiłam, ale i tak głównie z powodów finansowych.

Jako, że wiosna na dworze już pełną parą a pogoda momentami pokazuje, że lada chwila będziemy miec wybuch lata, postanowiłam schować do szafki moje ciężkie zimowe perfumy i powitać znów lekkie, wiosenno- letnie zapachy. Tych na tą porę roku mam też zdecydowanie więcej.

Obecnie, kiedy pogoda waha się pomiędzy dniami chłodnymi a ciepłymi, wymiennie używam:

Miss Dior Cherie Diora - co prawda nie wyczuwam tam sławnego karmelizowanego popcornu, już bardziej te truskawki, ale zapach jest radosny, dziewczęcy i dla mnie absolutnie uzależniający! Z żalem patrzę na pokazujące się powoli dno, bo flakonik 50ml nie należy do tanich- ok. 250zł.
Nuty:
nuta głowy: liście truskawki, zielona mandarynka
nuta serca: fiołek, karmelowy popcorn, poziomkowy sorbet, różowy jaśmin
nuta bazy: świeża paczula, krystaliczne piżmo


Shaal Nur Etro - w tym zapachu zakochałam się na zlocie maniaczek perfumeryjnych:) pokropiłam sobie rękę próbką koleżanki i przepadłam! Zapach jest dośc kontrowersyjny, bardzo ziołowy, zaskakuje swoją surowością, ale pięknie się rozwija, do ziół dołączają nuty cytrusowe . Zapach bardzo działa na zmysły!
Nuty:
nuta głowy: cytrusowo-kwiatowa - cytryna, bergamotka, grejpfrut, mandarynka, kolendra, palisander
nuta serca: kwiatowo-aromatyczna - tymianek, estragon, rozmaryn, karo karunde, róża, petit grain (olejek z liści gorzkiej pomarańczy)
nuta bazy: ostro-drzewno-ambrowa - cedr, wetiwer, paczula, kadzidło, piżmo, gałka muszkatołowa, opoponaks


Piment Brulant L'Artisan Parfumeur - to był zakup zupełnie w ciemno i zupełnie udany:) na początku mnie zszokował- pieprz i papryka! Czułam się jakbym spryskała się chipsami. Ale po chwili dołączyła czekolada. Cudowne, ale nie łatwie połączenie świdrującego w nos pieprzu i papryki oraz czekolady. Warte spróbowania, chociaż mimo wszystko nie radzę kupować w ciemno:)Jest to zapach orientalny, ale używam go właśnie o tej porze roku, bo zimą nie jest tak urokliwy.
Nuty:
nuta głowy: goździki, mak
nuta serca: pieprz meksykański, czekolada
nuta bazy: piżmo, ambra, wanilia


Kiedy na dworze robi się cieplej, kiedy nie potrzeba już żadnych okryć wierzchnich, ale kiedy delikatny wietrzyk mile mnie ochładza do boju wkraczają:


CK One Calvina Kleina- klasyk, którego chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Używam niezmiennie od kilku lat w okresie letnim, taki zapach idealny na dzień, nienachalny, dość trwały i odświeżający. Kojarzy mi się z wakacjami w mieście, troszkę biznesowo - z młodymi ludźmi pracującymi w korporacji i wyskakującymi wieczorem do klubu:) Zapach jest uniwersalny- podbiera mi go mój mężczyzna i muszę przyznać, że na nim pachnie lepiej..
Nuty:
nuta głowy: bergamotka, cytryna, mandarynka
nuta serca: jaśmin, konwalia, róża, kosaciec florencki
nuta bazy: cedr, sandałowiec, ambra, mąka tarniowa


Premier Figuier L'Artisan Parfumeur
- tutaj mamy fige w czystej postaci. Figa, figa i długi nic. Zapach wytrawny, mleczny, gęsty.
Nuty zapachowe:
figa, liście figowe, mleczko migdałowe, drzewo sandałowe, orzech kokosowy


Kiedy temeratura rośnie, nie ma czym oddychać, żar się leje z nieba a ciało się lepi, trzeba się ratować na wszelkie możliwe sposoby. Ja się ratuję bardzo świeżymi zapachami:

I love love Moschino- w tej zabawnej buteleczce mamy zamknięty bardzo świeży, cytrusowy zapach. Dla mnie ta cytrynka jest świetna i o wiele fajniejsza niż w Light Blue. Dodaje energii i chęci do życia, ja zbieram za niego same komplementy, i co mnie w sumie dziwi- bardzo podoba się facetom!
Nuty:
nuta głowy: pomarańcz, grejpfrut, czerwona porzeczka
nuta serca: wodna lilia, herbaciana róża, konwalia, cynamon
nuta bazy: piżmo, drzewo cedrowe, drzewo tanaka


Acqua di Gio Armaniego- to również klasyk, kupiłąm go rok temu i od razu się zakochałam. Na pewno zostanie ze mną na długo, planuję jeszcze dokupić nowszą wersję. Zapach jest bardzo przestrzenny, świetlisty, świeży. Lekko ogórkowy, potem czuć też trochę mydlaną nutę. Ale właśnie dzięki niej nawet w największe upały czuję się świeżo i rześko.
Nuty:
słodki groszek, jaśmin, frezja, biały hiacynt, winogrona, piżmo, nuta leśna.


Un Jardin Après la Mousson Hermesa- czyli ogródek monsunowy. Urzekł mnie najbardziej ze wszystkich ogródków (miałam jeszcze Nilowy, ale to nie to).
Żeby Wam go bliżej przybliżyć wkleję swoją wypowiedź z KWC na wizaz.pl:
"dla mnie pachnie on jak świeże powietrze po deszczu, a dokladniej jak świeże powietrze po deszczu, parująca ziemia na działce u moich rodziców i ja stojąca wśród tych grządek w mokrym ubraniu i z mokrymi od deszczu włosami. w tle granatowe niebo i echa grzmotów po niedawnej burzy.
testowałam w upały, i jest idealnym orzeźwiaczem, choc nie przepadam za wodno-powietrznymi zapachami ten jest wyjątkowy.nie wiem jak sprawdzi się w pochmurniejsze i chłodniejsze dni.
trwałość na mnie zabójcza- na nadgarstkach aż do wieczornej kąpieli."
W pochmurniejsze dni nie był taki piękny- wolę go w upały:)
Nuty:
kardamon, kolendra, pieprz, imbir, kwiat imbiru, zielony wetiwer, limonka



Królik też lubi ładnie pachnieć

I znów rozdanie.

Tym razem na blogu Życie na szpilkach!

Do wygrania wiosenny, kolorowy zestaw kosmetyków Basic KLIK:


Pięknie, soczyście i kolorowo, ach.....:)

Hit czy kit? Odżywka do włosów Kallos.

Kallos, Crema al Latte- Mleczna odżywka do włosów.

O tej odżywce najpierw dużo się naczytałam na wizażu, potem postanowiłam sama wypróbować. Przyznam, że skusiła mnie głównie cena- na allegro zapłaciłam ok 12zł, i jeśli chcecie wypróbować to właśnie tam opłaca się kupić.


Kiedy odżywka przyszła, byłam w szoku- opakowanie- 1000ml- jest ogromne. W życiu nie miałam jeszcze takiej ilości kosmetyku:)W środku mamy biały krem, dość gęsty, ale bardziej w konsystencji jak odżywka niż jak maska. Mimo to dobrze się trzyma i nie spływa z włosów. Zapach jest po prostu boski! Taki mleczko-waniliowo-budyniowy i po spłukaniu utrzymuje się na włosach, dla mnie to ogromny plus!

CO obiecuje producent?

Dzięki proteinom pozyskanym z mleka krem wspaniale nadaje się do każdego rodzaju włosów, pozostawiając je delikatne i odżywione. Doskonały do zregenerowania włosów osłabionych przez rozjaśnianie, farbowanie oraz trwałą ondulację.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonium Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Methylisothiazolinone

Skład jest dosyć przyjemny, nie ma silikonów i to głównie zaważyło o kupnie, gdyż silikonów po moim brazylijskim prostowaniu musiałam absolutnie unikać.
Maska jesli ją dobrze spłukałam nie obciążała mi włosów, dlatego używałam jej po każdym myciu. Włosy były po niej śliskie, łatwo było je rozczesać. No i w zasadzie tyle.
Odżywka ta miała za główne zadanie odżywić włosy- i tutaj, cóż, szczerze mówiąc nie zauważyłam różnicy między nią a innymi tego typu sklepowymi kosmetykami.
Wydajność na plus, używałam jej non stop od grudnia do marca minimum 3 razy w tygodniu i zostało mi w opakowaniu 1/3.
Czyli podsumowując plusy:
-zdecydowanie zapach
-cena
-wydajność
-włosy się ladnie rozczesują

Minusy:
- nie robi tego co ma robić, czyli nie nawilża i nie odżywia.

No i cóż, odżywka jakich wiele, mnie rozczarowała.
Mój werdykt: KIT.

Sleek Sun Goddess.

Dzisiaj na tapecie kupiony przeze mnie ostatnio na allegro rozświetlacz Sleek (enty do kolekcji).
Kupiłam go razem z paletką Bad Girl, skusiła mnie głównie cena- ok. 8zł.
Rozświetlacz dostępny był w jednym kolorze- Sun Goddess.
Ma bardzo ładne, czarne, solidne opakowanie z lusterkiem. Jest dość nieduży, na zdjęciu wydawał się większy. Ma dołączony pędzel, który oczywiście jest do niczego, więc nawet go nie odpakowałam. Kosmetyk jest bezzapachowy. Trwałość oceniam na 4, trzyma się dobrze i nie jest łatwo go zetrzeć.




Kosmetyk złożony jest z pięciu harmonijnych kolorów w brązowo- złotej tonacji. Wydawać by się mogło, że każdy kolor jest inny, jednak tak naprawdę po aplikacji tylko nieznacznie się różnią. Kolory są mocno napigmentowane, dość drobno zmielone, choć mogłyby być bardziej.







Wszystkie kolory mają złota, perłową poświatę, ale nie jest to brokat. Po wymieszaniu, kolor jest jednolity, mocno błyszczący i...złoty:



W świetle słonecznym wygląda to tak:



Efekt jest dośc mocny i łatwo przesadzić. Moim zdaniem ten kosmetyk będzie dobry do opalonych buzi lub do ciemnej, oliwkowej karnacji. Moja blada skóra nie za dobrze się z tym złotem komponuje. Póki co znalazłam inne, świetne zastosowanie i używam go do....makijażu oczu:)

Lakier Colour Alike Szara Migotka.

Dzisiaj mam dla Was mojego absolutnego faworyta z trzech lakierów Barbry, które zakupiłam:


a mianowice lakier Szara Migotka (ten po lewej).
Jest rewelacyjny i chyba będę kochać go do śmierci.
A dlaczego?
Na początek oczywiste zalety, jakimi cechują się wszystkie lakiery z tej firmy: pięknie kryje, równomiernie się rozprowadza, nie tworzy smug, ma doskonałą konsystencje- jedna warstwa już pięknie pokrywa, ale to wszystko jest nic w porównaniu z ich niewiarygodną trwałością- ten trzymał się PONAD TYDZIEŃ i tylko leciutko starł się na końcach. Zero odprysków. W życiu jeszcze nie miałam tak trwałego lakieru i to jeszcze za tak niską cenę.

Ale pewnie wciąż zastanawiacie się, czym zauroczył mnie właśnie ten kolor. Otóż na początku niczym szczególnym, ot taki tam sobie szaraczek z leciutkimi drobinkami:

(na zdjęciu powyżej mam go już na paznokciach kilka dni).

Jakże moja opinia diametralnie się zmieniła, jak tylko wyszłam na słońce! Wyglądałam wtedy tak:


A to wszystko za sprawą tych drobinek, które mylnie uznałam za szare. Otóż nie! Nie są szare tylko kolorowe, a całość błyszcząc w słońcu tworzy niemalże holograficzny efekt. Namęczyłam się trochę żeby oddać efekt na zdjęciach, oczywiście to się nie udało, ale można chociaż w częsci zobaczyć, o co mi chodzi:



I co Wy na to?

Hit czy kit? Maskara Extreme Lashes.

Dzisiaj biorę pod lupę tusz do rzęs Extreme Lasheh firmy Wibo. Wielokrotnie natknęłam się na opinie, że to istne cudo i w ogóle ach i och. Postanowiłam sama to sprawdzić, tym bardziej, że cena zachęcająca-9zł.


Zachwyciło mnie opakowanie- proste, w bardzo energetycznym, modnym teraz fuksjowym kolorze. Szczoteczka jest jak dla mnie idealna, ani duża, ani mała, taka w sam raz, prosta i gęsta. Bardzo wygodnie się maluje rzęsy, nawet te w kącikach.


Czerń jest głeboka, ale sam tusz dość rzadki- ja sobie zawsze upaćkam powiekę, szczególnie dolną przy malowaniu, ale może to kwestia wprawy.Mimo to, szczoteczka nabiera odpowiednią ilość tuszu- nie tworzy grudek.

Co nam obiecuje producent?
Tusz jest generalnie z tych wszystkomających- obiecuje wydłużenie, pogrubienie i trwałość przez cały dzień. Co do trwałości jest zadowalająca, nie osypuje się jakoś bardziej niż inne tusze. Co do pozostałych rzeczy to....

Powiem tak: tusz jest idealny na dzień dla osób, które nie oczekują teatralnego podkreślenia rzęs. Dość dobrze wydłuża, pogrubia jednak minimalnie, a to dla mnie ważne, bo mam cienkie rzęsy i jest ich naprawdę malutko. Moje rzęsy są dość długie (ale niestety jasne na końcach) dlatego oczekuję przede wszystkim pogrubienia. I tutaj się niestety zawiodłam.
ALe największym minusem tej maskary jest sklejanie. Moje liche rzęsy zbiera w kępki, co sprawia, że można je policzyć na palcach jednej ręki, do tego wyglądają nieestetycznie. Żeby wyglądały ładnie muszę poświęcić długie minuty na ich mozolne rozczesywanie.
Dlatego zrobiłam zdjęcia prawdziwego efektu, bez rozczesywania, z jedną warstwą tuszu. Jakoś musicie wybaczyć, niełatwo samej sobie zrobić takie fotki:)

Rzęsy bez niczego:



Z jedną warstwą tuszy, bez rozczesywania:




Za ta cenę można zaryzykować, jednak ja oczekuję znacznie więcej od tuszu do rzęs.
Dlatego mój werdykt? KIT.

Rozdanie u Anety

Kolejne świetne rozdanie, tym razem na blogu Anety Gałeckiej.

Do wygrania jedna z paletek:


Trzeba tylko spełnić kilka warunków, ale myślę, że warto się wysilić:)

Baza Oriflame.

Jakiś czas temu w notce o moich chciejstwach, pisałam Wam o tym, że mam ochotę wypróbować bazę pod podkłąd Giordani Gold z Oriflame.
Wkrótce potem stałam się jej posiadaczką, dzięki dobremu sercu Lilla My.


Baza ta została wzbogacona składnikami przeciwzmarszczkowymi i ekstraktem ze szwedzkiej żurawiny. Wg producenta świetnie przygotowuje twarz pod makijaż, rozświetla, wygładza i sprawia, że skóra jest miękka i jedwabista.

Baza ma dość lekką konsystencje, bardziej jak żel niż jak krem. Łatwo się rozprowadza, szybko wchłania i ładnie pachnie. Na buzi kosmetyk nie roluje się i nie lepi.
Jest dość wydajna, ale ja nie używam jej codziennie, raczej na większe wyjścia. W eleganckim opakowaniu z pompką mamy jej 30ml. Za opakowanie naprawdę duży plus.



Teraz działanie: baza nie wysusza, a wręcz lekko nawilża, będzie idealna do suchej czy normalnej skóry. Moja mieszana aż takiego nawilżenia nie potrzebuje, ale za to mogę ją stosować bez kremu. I o dziwo, póki co (odpukać!) baza mnie nie zapchała ani nie pojawiły się żadne nowe niespodzianki.
Niestety nie zauważyłam obiecanego efektu wygładzenia skóry, a na tym zawsze najbardziej mi zależy. Natomiast jest inny plus: ku mojemu zaskoczeniu, kosmetyk ten pięknie rozświetla skórę. Troszkę się go bałam, ponieważ ma lekko różowy połysk (taka perła z różową poświatą) a ja mam skórę z tendencją do czerwienienia i bałam się efektu prosiaczka- nic takiego nie ma miejsca. Dzięki temu rozświetleniu mam wyrównany koloryt cery, bo odwraca to uwagę od wszelkich nierówności, ale nie są to wielkie drobiny brokatu, tylko taki subtelny glow.
Za to jeśli chodzi o żywotność makijażu- nie przedłuża jej ani odrobinkę.

Podsumowując
- dla rozświetlenia i nadania cerze zdrowego, świeżego wyglądu- TAK!
Dla wygładzenia i przedłużenia trwałości makijażu- NIE!

Bloggerki rozdają!

Dziewczyny poszalały! W tym miesiącu przy odrobinie szczęścia, możemy zgarnąć mega nagrody na blogach:

Kosmetiki:


Do wygrania:
# BENEFIT D'finer D'liner
# H&M Lipgloss - Pink Flamingo
# Essence Nail Art Cracking Top Coat Crack Me! White
# Clinique (3 kroki, próbka)

Cammie:


Hexxany:


Hawy:


Ferrou:


Kobieta od podszewki:


Noska:



Dorotie:



Powodzenia!

Majówka Śniegówka.

Jak spędzacie majowy weekend? Ja spędziłam go świetnie, w gronie przyjaciół i w moim cudownym Wrocławiu. Wczoraj wymarzłam na koncercie- ale warto było dla moich ukochanych Strachów!

Za to dzisiaj miałam jechać na wycieczkę, ale nici z tego. Oto mój widok z okna:


Prawda, że cudownie? Dlatego dzisiaj nigdzie nie wychodzę, bo zimowe ciuchy już mam pochowane w kartonach. Nawet królik jest zszokowany tym stanem rzeczy