Witajcie po świętach!
Na początek zaspokoję ciekawość i napiszę co z moimi włosami:-) otóż po prostowaniu zostały skrócone do brody i jestem szczęśliwą posiadaczką grzywki. Włosy nie są idealnie proste - lekko się falują, jeśłi pozwalam im wyschnąć samym, jeśli wysuszę suszarką naciągając włosy palcami- są proste. Nie są oklapnięte, nie puszą się ( postaram się w niedługim czasie wkleić foty). Zamierzam za ok 2 tyg. powtórzyć zabieg, właśnie, żeby się przestały falować. Ale wiecie co? Na wigilię próbowałam je ugnieść palcami, żeby stworzyć jakieś loczki i nic! Za nic w świecie nie chciały się kręcić:)
A teraz postanowiłam podzielić się w Wami tym, co kosmetycznego w ciągu ostatniego miesiąca przybyło mi w kosmetyczce. Jakiś czas temu pisałam , że mam chęć zakupić szampon bananowy Body Shopu. Jak pisałam tak zrobiłam. Po czym wyprostowałam włosy i nie mogę go używać, żeby mi się keratyna nie wypłukała:-)
Bananek kosztował 19zł. Jest gęsty, dobrze się pieni, dość dobrze oczyszcza. Nie plącze włosów, ale ja i tak zawsze stosuję odżywkę. Zapach! jest obłędny, mam ochotę napić się szamponu z butelki za każdym razem. Nie wiem, czy się utrzymuje na włosach, bo odżywkę mam z innej serii, i włosy pachną mi nią. Ale przyjemność stosowania naprawdę duża.
Niestety obecnie myję włosy szamponem dla dzieci Hipp więc bananek czeka aż znów będą loki. Jednakże Hippa też bardzo lubię, ze względu na uspokajający, dziecinny zapach- serio, wprowadza mnie w taki spokój i błogość:-) Ale jest delikatny, nie poradzi sobie ze zmyciem silikonów, lakierów,pianek itp. No i moje włosy dość ciężko po nim rozczesać, jeśli nie nałożę odżywki. Kosztuje coś około 11zł.
Mój Prawie Narzeczony nie mogąc się doczekać, jakiś tydzień przed Mikołajkami obdarował mnie torbą kosmetyków. A w torbie:
Różowy zestaw Skin So Soft Avonu (królika w torbie nie było, sam się przyplątał). Szczerze mówiąc, sama sobie bym tego zestawu nie kupiła, ale miło się zaskoczyłam żelem.
- Żel ma piękny zapach, naprawdę ciekawa konsystencja- kremowo-oleista, nawilża skórę, nie wysusza, balsam już nawet nie jest konieczny.
- Masełka jeszcze nie próbowałam, zapach ma oczywiście ten sam, ale o działaniu nic jeszcze niestety nic jeszcze nie mogę powiedzieć.
- Za to krem do rąk jest do kitu. Błyskawicznie się wchłania, nie nawilża, właściwie nie robi nic. Dla mnie to za mało, szczególnie zimą, kiedy moje dłonie potrzebują wręcz natłuszczenia. Nie polecam.
W paczce znalazł się jeszcze mus do ciała o zapachu tajlandzkiego kwiatu lotosu z serii Planet Spa Avonu. Mój mężczyzna wiedział co lubię:)
konsystencja jest bajeczna, zapach- bardzo słodki, lekko buduarowy, dla niektórych może być duszący. Zwłaszcza, że utrzymuje się na ciele dość długo. Szybko się wchłania, jedyne do czego mogę się przyczepić, to nawilżenie- mogłoby być lepsze. Obstawiam, że bardziej sprawdziłby się latem. Ale i tak go bardzo lubię.
Za to pod wpływem moich nalotów na drogerie stałam się szczęśliwą posiadaczką:
Kremu Ziaja Sopot Spa. Wybrałam ten ujędrniający przeciw zmarszczkom. CO prawda nie mam jeszcze trzydziestu lat,ale ze względu na to, że mam cienką skórę, pod oczami pojawiły się linie, a zresztą lepiej zapobiegać niż leczyć. Pisałam wcześniej, że balsam z tej serii stał się jednym z moich ulubionych i nie inaczej jest z tym kremem. Zapach taki jak balsam- bardzo świeży, lekko morski, jasnobłękitny kolor. Masełkowata konsystencja, ale o dziwo, wchłania się błyskawicznie ( co dla mnie w sumie jest małą wadą, bo ja lubię czuć, że się czymś posmarowałam), dzięki temu idealnie nadaje się pod makijaż. Mam wrażenie, że po posmarowaniu moja buzia od razu wygląda lepiej- wygładzona i wypoczęta. Wydajność też bez zarzutu ( używam od miesiąca i nie zużyłam nawet połowy), że już niewspomne o cenie- mniej niż 10zł.
Skład: Aqua (Water), Octyldodecanol, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Canola Oil, Cyclomethicone, Elaeis Guineensis (Palm) Oil, Butyl Methoxydibenzolmethane, Octocrylene, Cetearyl alcohol, PEG-20 Stearate, Sorbitol, Algae Extract, Glucoside, Cetyl Alkohol, Dimethicone, Propylene Glycol, Glyceryl Stearate, , PEG-100 Stearate, Sodium Acrylate / Sodium Acrylodimethyl Tourate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Laminaria Digitata Extract, Butylene Glycol, Enteromorpha Compressa Extract, Porphyra Unibilicalis Extract, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Carbomer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Diazolidinyl, Urea, Parfum (Fragrance), Sodium Hydroxide, CI 42090 (FD & C Blue No.1).
Obecnie używam na dzień Sopotu a na noc Calmy i moja buzia wygląda najlepiej od jakichś 2 lat!
Z makijażowych produktów zrobiłam nalot na Essence i ich metaliczną kolekcję.
Swatchy jest w internecie mnóstwo, więc nie robię, chyba że ktoś bardzo chce;) Paletka- bardzo ładne kolory (mam wersję zieloną), dość długo się utrzymują (dają radę ok 8 godzin bez bazy), jednak jak dla mnie kolory mogłyby być intensywniejsze. Żeby stworzyć naprawdę widoczne smoky eyes, trzeba ich dość sporo nałożyć.
Lakier- wystarczy jedna warstwa, co jest dla mnie naprawdę ogromnym plusem. Trwałość jak inne- ok 2 dni bez odprysków, potem już zaczyna ścierać się na końcach.
Wiedziona ogromną ciekawością zakupiłam szminki i...no cóż. O ile srebrna jeszcze jakoś wygląda ( ale bez rewelacji) to czarna to jakaś tragedia. Przy moim bladym licu wyglądam jak topielec, i to taki po co najmniej tygodniu moczenia. Także mam do wymiany, jeśli ktoś chętny;)
Jeśli chodzi o liner z paletki - nie używam, gdyż zakupiłąm wreszcie długo poszukiwany liner Essence z limitki Denim Wanted.
Mam wersję czarną, ale chętnie dokupię jeszcze grafitową, bo jestem zachwycona.Bardzo łatwo się go nakłada a trwałość powalająca- wytrzymuje od rana do wieczora, pewnie wytrzymał by i dłużej. Mimo takiej trwałości bardzo dobrze się, zmywa, nie podrażnia, no cudo! ALe używam innego pędzelka, bo ten z zestawu jest średni.
Będąc w Naturze, drapnęłam też coś na co od dawna miałam ochotę, a na co nigdy nie miałam odwagi. Ale stwierdziłam, że raz się żyje, do tego miałam dziką ochotę wypróbować coś z Kobo, znalazłam śliczny odcień więc jak tu nie ulec? i tadam!
Sama klasa, smak i szyk:-) Zawsze wydawało mi się, że w takiej klasycznej czerwieni będę wyglądaj jak rosyjska prostytutka, mimo, że wszędzie czytałam, że czerwień pasuje każdej kobiecie. No to postanowiłam wypróbować i powiem Wam, że efekt powalający. Czerwona szminka + czarny liner na oczach wygląda oszałamiająco! I to za jedynie 14zł:) Bałam się efektu przerysowania i jakiejś takiej...sztywności, ale rozwiązałam to wklepując szminkę palcem- kolor jest wtedy delikatniejszy i bardziej na luzie:
Przy moim typie urody równiutko pomalowane na czerwono usta nie wyglądały by za dobrze.
Pochwalę się jeszcze prezentem gwiazdkowym od Prawie Narzeczonego:
Tak. Jestem perfumoholiczką. Przyznaję się. Mam ich mnóstwo (nie liczę, bo nie chcę się przerazić). Dlatego też Mężczyzna mój dobrze wie, co sprawi mi największą radość:) Vanile Noir Yves Rocher jest zapachem idealnym na zimę. Ciepłym, otulającym, kaszmirowym. Niby wanilia, ale nie jest ona taka oczywista. Jest jakby...lekko wytrawna, nie zabija słodyczą. To był naprawdę strzał w 10, zwłaszcza, że zapach długo się utrzymuje i jest naprawdę niebanalny. Sprawił mi ogromną radość! w zestawie jest jeszcze miniaturka do torebki i mydełko, ale jak znam siebie, i jednego i drugiego będzie mi żal używać:)
Pochwalcie się co dostałyście na święta:)