Pages

ANTYpryszczowo znów.

Pisałam Wam niedawno, że będę testować kosmetyki firmy Instituto Ganassini i dzisiaj nadszedł czas na pierwszą recenzję.
Do testów otrzymałam produkty z linii Bioclin Acnelia, czyli przeciwtrądzikowe.


Dostałam próbki i na nich oprę swoją opinię.

O linii:
BIOCLIN ACNELIA to linia preparatów do pielęgnacji wymagającej skóry mieszanej,
tłustej i trądzikowej.

Trądzik jest wynikiem nadmiernej produkcji sebum przez skórę, wywołanym zarówno
przez czynniki zewnętrzne (zanieczyszczenie powietrza, ekspozycja na promieniowanie
słoneczne) jak i wewnętrzne (nieprawidłowa dieta, stres, zaburzenia hormonalne).

Dzięki zawartości starannie wyselekcjonowanych składników aktywnych preparaty
BIOCLIN ACNELIA kompleksowo działają na 4 główne problemy skóry mieszanej,
tłustej i trądzikowej: nadmierna produkcja sebum, rozwój bakterii, stany zapalne skóry.
Kupicie je TUTAJ.

Bioclin Acnelia C - żel oczyszczający
 Co obiecuje producent?
  • Nie wysuszając czyści skórę, dokładnie usuwając zanieczyszczenia, nadmiar sebum i pozostałości po makijażu.
  • Dogłębnie oczyszcza pory sprawiając, że stają się one mniej widoczne.
  • Delikatnie złuszcza zewnętrzne warstwy epidermy, stymulując odnowę komórkową.
  • Reguluje i normalizuje produkcję sebum.
  • Hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za trądzik.
Preparat pozostawia skórę dokładnie i głęboko oczyszczoną. Pory są mniej widoczne, a skóra jest wyraźnie wygładzona zyskując „efekt nowej skóry”.
 Moja opinia:
Żel jest przezroczysty, o niezbyt gęstej konsystencji- dla mnie w sam raz. Nie pieni się, mimo to dokładnie oczyszcza skórę- wacik jest czysty. Lekko ją ściąga, ale nie wysusza. Zaraz po umyciu pory są zwężone, a skóra matowa, ja jednak muszę ją koniecznie czymś posmarować. Ciężko stwierdzić, czy działa antybakteryjne lub przeciwtrądzikowo, ale jak dla mnie- żel ma przede wszystkim oczyszczać i nie oczekuję po nim cudów- ten spisuje się dobrze. Do tego przyjemnie pachnie, łatwo go zmyć i jest przyjemny w stosowaniu. Skład:


Bioclin Acnelia K - kuracja przeciwtrądzikowa

Co obiecuje producent:
Kuracja przeciwtrądzikowa o działaniu mikro złuszczającym do skóry tłustej i skłonnej do wyprysków.  Wygładza powierzchnię skóry. Minimalizuje niedoskonałości skóry. Zapobiega rozmnażaniu się bakterii odpowiedzialnych za trądzik.
Niedoskonałości skóry zostają usunięte, zaczerwienienia zmniejszone, a skóra odzyskuje jednolity wygląd i blask.


Moja opinia:
Ze wszystkich stosowanych przeze mnie kremów antytrądzikowych, to jest zdecydowanie mój faworyt i poważnie rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania. 
Krem ma dość rzadką konsystencje, łatwo się rozprowadza, niewielka ilość starczy na całą twarz- ja miałam łącznie 9ml kremu ( 3 próbki po 3 ml) i ta ilość starczyła mi na dwa tygodnie, także pełne opakowanie powinno starczyć na co najmniej 2 miesiące. krem delikatnie pachnie, nie pozostawia tłustej warstwy, nie czuć go na twarzy. Idealnie nadaje się pod makijaż- nie roluje się i nie waży. Odrobinę wysusza skórę, moja potrzebowała dodatkowego nawilżenia wieczorami. Matuje umiarkowanie- moją mieszaną buzie tak na ok 3 godz.
Ale! to co najbardziej mnie urzekło- po 2 tyg stosowania zauważyłam efekty! Co prawda niespodzianki nadal mi wychodziły, ale zaczęły dziać się cuda z moimi zaskórnikami - otóż te na policzkach rozszerzyły się i lekko na puchły. Po kilku dniach udało mi się dwa z nich bezproblemowo usunąć. Nie udało się to jeszcze żadnemu kremowi! Żałuję, że krem mi się skończył w takim momencie.
Podsumowując: nie spodziewałam się cudów, natomiast krem pozytywnie mnie zaskoczył -dla samego faktu, że usunął mi kilka zaskórników, które wydawały się nie do ruszenia, jestem jak najbardziej na TAK! Duet tych produktów u mnie się bardzo sprawdził.

I jeszcze skład:



Serum BIO.

Serum już od dawna za mną chodziło. Padło na serum BIO firmy Delia. O kosmetykach tej serii już Wam kiedyś wspominałam i udało je mi się dorwać w sklepie.
Wybrałam linię nawilżającą z kozim mlekiem, gdyż przy mojej kuracji antypryszczowej, potrzebuję tez oprócz kremu jakiejś dawki nawilżenia.


Co o serum mówi producent?
Serum zostało opracowane z myślą o zmęczonej, pozbawionej blasku skórze. Już niewielka ilość preparatu intensywnie i trwale nawilża naskórek oraz głębsze warstwy skóry. Serum Delia BIO System posiada unikalną  recepturę, opartą na kozim mleku, któremu zawdzięcza swoje nawilżające właściwości. Wyjątkowe składniki serum stymulują naturalne procesy odnowy naskórka oraz uzupełniają niedobór naturalnych substancji odżywczych. Delikatna formuła wzbogacona D-Pantenolem dodatkowo łagodzi podrażnienia, wzmacnia barierę lipidową skóry, nadając jej miękkość i elastyczność.

Najważniesze składniki:

- Kompleks Lactil - wyodrębnione składniki koziego mleka, które dogłębnie nawilżają komórki skóry
- Kompleks  Hydromanil - stworzony na bazie peruwiańskiej rośliny Tora (Ceasalpinia Spinose), o właściwościach nawilżających
- Witamina E - zwana witaminą młodości, hamuje procesy starzenia się skóry i chroni przed szkodliwym promieniowaniem UV
- D- Pantenol -  łagodzi podrażnienia oraz zapewnia skuteczne nawilżenie skóry.

Rezultaty:
Nawilżona i gładka skóra pełna witalności i blasku.

Co ja sądzę?
Serum zamknięte jest w buteleczce z wygodnym, higienicznym dozownikiem. Bardzo na plus!


Opakowanie jest estetyczne, pompka się nie zacina, nie "sika" preparatem na wszystkie strony. Opakowanie ma 30ml, ja zapłaciłam za nie 9,50, więc cena bardzo przyjemna.
Konsystencja jest lekka, być może nawet za lekka, łatwo się rozprowadza i błyskawicznie wchłania. Niewielka ilość wystarczy, żeby pokryć całą twarz. Ja stosuję pod krem, rano i potem nie mam żadnych problemów z nałożeniem makijażu itp. 


Po zastosowaniu skóra jest gładka. Nawilżenie- hmm, no tu już gorzej. jak dla mnie nawilżenie jest zbyt małe, w zasadzie nie czuję nic, żadnego komfortu, dobrze chociaż, że nie ściąga. Żadnego blasku też nie zaobserwowałam. Kosmetyk natomiast nie powoduje podrażnień i nie zapycha.

Podsumowując: Fajny gadżet, natomiast jeśli ktoś spodziewa się spektakularnych efektów, to raczej się zawiedzie.

Drobnoziarnista formuła.

Dzisiaj czas na recenzje peelingu do ciała Lirene z serii Głębokie Nawilżanie. Używam go od miesiąca, więc myślę, że już mogę coś o nim powiedzieć.

 O samej linii:
Lirene Głębokie Nawilżanie to linia przeznaczona do skóry suchej i normalnej. Dzięki formule biodermalnej zawierającej m.in. olej bawełniany, masło kakaowe i wyciąg z Imperata cylindrica, kosmetyki z tej linii pomagają utrzymać optymalną zawartość wody aż do 48 godzin, ograniczając proces parowania, poprawiając elastyczność i miękkość skóry oraz przywracając jej naturalną hydro-równowagę.


Co o peelingu  mówi producent?
Kosmetyk przeznaczony jest dla skóry suchej i normalnej, która potrzebuje odświeżenia i nawilżenia. Peeling aktywnie myje skórę, a także, dzięki zawartości wyciągu z korzenia Imperata cylindrica, nawilża, przywracając jej naturalną hydro-równowagę. Drobne ziarna delikatnie, ale skutecznie złuszczają obumarłe komórki naskórka, dzięki czemu skóra staje się aksamitnie gładka i elastyczna. 
Dostępny w drogeriach w cenie ok 14zł za 200ml.

Co ja sądze?
Kosmetyk zamknięty jest w wygodnej, niebieskiej tubie. Bardzo łatwo się go wydobywa z opakowania, łatwo otwiera, dzięki miękkiemu opakowaniu mamy pewność, że zużyjemy go do końca.
Sam peeling jest neonowo niebieski, kolor na pewno dodaje energii:)



Konsystencja jest w sam raz, nie za gęsta. Łatwo jest go rozprowadzić na skórze, w związku z czym kosmetyk jest wydajny.  Jak dla mnie, jest to jednak bardziej żel niż peeling. Drobinki są bardzo delikatne, niezbyt ostre, dlatego produkt nadaje się dla wrażliwców lub na delikatne miejsca jak biust czy dekolt. Jeśli ktoś jest fanem ostrego tarcia, to raczej się zawiedzie:) Zapach jest taki jak w całej linii- odświeżający, morski, dla mnie zbyt mocny. Nie pozostaje jednak na skórze. Skóra po użyciu jest gładka i miękka, moja jednak wymaga dodatkowego użycia balsamu, także jeśli chodzi o nawilżenie, produkt nie do końća spełnia obietnice, jednak do nawilżenia są balsamy:)
Podsumowując: idealny produkt do codziennego stosowania, jeśli chcemy mieć gładką skórę, zwłaszcza zimą!

Palette Deluxe

Dzisiaj szybciutko chciałam zdać relacje z kolejnego samodzielnego farbowania włosów. Za mną farbowanie piankami, które owszem, są fajne, fajnie je się nakłąda, ale efekt jest dość znikomy. Postanowiłam więc powrócić do tradycyjnej formy i wybór padł na Palette. Chcę stopniowo rozjaśnić włosy do jasnego blondu, a że te farby są mocne, to postanowiłam zaryzykować , mimo ich złej sławy.
Wybrałam kolor nr 218. Skusił mnie oczywiście kolor na opakowaniu, chociaż oczywiście nie spodziewałam się takich efektów.

Dodatkowo skusił mnie fakt, że odżywka zawiera ponoć 7 olejków. 
Moje włosy są bardzo trudne, jeśli chodzi o farbowanie, farby łapią je bardzo słabo, farby rozjaśniające nie łapią prawie wcale. Dodatkowo przez to, że są kręcone, zazwyczaj efekty są mniej widoczne, niż jakby były proste. Jest to też z drugiej strony plus- nie widać, jak są nierówno pofarbowane:)
Wyjściowy kolor był taki:







Jak widać dość ciemny, ze sporym odrostem.
Farba jest tradycyjna - czyli mieszany utleniacz z farbą w wygodnej buteleczce z aplikatorem. W opakowaniu są też rękawiczki. Nakłada się łatwo, na moich włosach do brody zostało mi prawie pół buteleczki. Nie śmierdzi bardziej niż inne. Troszeczkę szczypała mnie w skórę głowy, ale dało się wytrzymać. Łatwo się spłukała, jednak po spłukaniu włosy były splątane i szorstkie. Po nałożeniu odżywki wygładziły się i były miękkie i delikatne w dotyku. Odżywka jest naprawdę dobra! Szkoda, że starczyła tylko na jedną aplikację. Po wysuszeniu włosy są błyszczące, jedwabiste i przynajmniej na razie farba ani troche nie zmieniłą ich kondycji- nie przesuszyła. A myłam już dwa razy od tego czasu:) Także dla mnie farba Palette nie była traumą, wręcz przeciwnie.
A oto efekty w słońcu:





W cieniu:


Jak widać włosy się nie rozjaśniły dużo, ale ja jestem zadowolona (niektóre pojedyncze kosmyki rozjaśniły się prawie do platyny, ale nie byłam w stanie tego uchwycić). Kolor w rzeczywistości jest najbardziej zbliżony do tego ostatniego zdjęcia - taki beżowy, w chłodnej tonacji. Tylko przy odrostach kolor jest cieplejszy, ale srebrna płukanka pomogła. Myślę, że jak jeszcze raz nałożę tę farbę za ok miesiąc, to uda mi się rozjaśnić włosy do pożądanego koloru;)

Uszate serduszka czekają!

Dzisiaj postanowiłam wykroczyć troszeczkę poza kosmetyczne schematy i napisać o czymś innym.
Jak wiele z Was wie, mam królika, którego absolutnie ubóstwiam.
Korzystając z tego miejsca, chciałabym tego zwierzaka troszeczkę przybliżyć i być może zachęcić nad zastanowieniem się, czy to nie fajny domowy przyjaciel:-)
Królik wbrew pozorom to nie zwierzę, które nic nie kuma i siedzi całymi dniami w klatce wpierdzielając sianko. Mój Uszak do klatki jest zamykany tylko na noc, w dzień biega swobodnie.
Przychodzi, kiedy się go woła, lubi się przytulać i co najbardziej mi się podoba, kiedy jestem w domu chodzi za mną krok w krok i nie odstępuje mnie ani na chwilkę. Potrafi okazywać uczucia i jestem pewna, że mnie kocha:-)
Co więcej, królik to zwierzę bardzo czyściutkie- korzysta z kuwety, sporadycznie zdarza mu się zgubić bobki tu i tak. Kiedyś posikiwał na kanapę, ale teraz już dawno to nie miało miejsca. Wcina głównie sianko i warzywa- własna działka to w przypadku takiego zwierzaka skarb.

Jeśli chcecie zdecydować się na króliczka, polecam adoptować. Tutaj znajdziecie mnóstwo stworzonek, któe czekają na kochający dom:


Wiele ludzi nawet nie zastanawia się nad adopcją. A to naprawdę fajna sprawa, bo:
  • możemy wybrać sobie króliczka jakiegokolwiek chcemy- są też zupełnie malutkie
  • najczęściej te króliki są już wysterylizowane i nauczone czystości
  • często dostajemy króliczka wraz z wyprawką
  • jeśli królik jest z innego miasta, zawsze mamy pomoc w transporcie
  • nie wspieramy rozmnażania i sprzedaży królików w sklepach
  • i najważniejsze- zapewniamy jakiemuś porzuconemu ucholowi dom.

A na zachęte, kilka najnowszych zdjęć mojego słodziaka (wybaczcie jakość, robione telefonem):







Edit: dziewczyny, pytacie o kable. Faktycznie może to być argument przeciw. Są uchole, które namiętnie obgryzają (smakuje im guma) a są takie, co nie ruszą. Mój jest taki po środku:-) Straciłam już dwie myszki (dlatego teraz mam bezprzewodową) i 2 klawiatury.Ale to na samym początku. Obecnie kable sobie zwisają swobodnie ( np. te od mojego laptopa, od lampki, od tv) i są nie ruszone. Natomiast na te ważniejsze można założyć takie coś:


Jest to tanie i doskonale chroni kable- sama tego używałam, teraz już nie potrzebuję:)

Wojna pryszczowa- czas start!

Dziewczyny, dziś jest dzień wojny. Wypowiadam wojnę pryszczom, zaskórnikom i rozszerzonym porom, a Wy będziecie tego świadkami.
Kiedyś, gdy jeszcze byłam piękna i młoda;) miałam cudną cerę. Zero niedoskonałości. Ale te czasy minęły bezpowrotnie i w wieku ok 19 lat mnie wysypało. I wysypuje do teraz. Nie pomogły hormony ani dermatolog. Kosmetyki czasem pomagają, a czasem nie, różnie to bywa.
Nie jest to trądzik- moja cera ma wiele nierówności, drobne blizny (bo niestety czasem trudno się powstrzymać od wyciskania), troszkę zaskórników, rozszerzone pory no i od czasu do czasu niespodzianka, a najczęściej kilka na raz. Do tego borykam się z nadmiernym świeceniem a mimo to, wciąż mam za mało nawilżenia. Nie jest jakoś tragicznie, jednak jest to denerwujące, dlatego na razie postanowiłam powalczyć w domu i na własną rękę. 
Z pomocą przyszła mi agencja Werner i Wspólnicy, z którą jakiś czas temu nawiązałam współpracę i od której otrzymała próbki kosmetyków włoskiej marki Istituto Ganassini. Tak się trafiło, że do testowania dostałam kosmetyki z serii Bioclin Acnelia, czyli kosmetyki przeciwtrądzikowe.



W skład zestawu, który otrzymałam wchodzi:
  • żel oczyszczający
  • krem matujący Acnelia M
  • krem aktywny Acnelia K 
Postanowiłam więc sprawdzić, czy te kosmetyki sobie poradzą, i na tym głównie opieram ostatnio swoją pielęgnacje. Dodatkowo postanowiłam włączyć też inne elementy, aby kuracja była kompleksowa:)

Plan walki:
  • Rano i wieczorem mycie twarzy żelem Bioclin Acnelia.
  • Rano i wieczorem krem aktywny Acnelia K, po skończeniu kuracji tym kremem zmiana na krem cnelia   M.
  • Wieczorem tonik Lirene, który zawiera złuszczające kwasy. 

  • Raz w tygodniu maseczka z serii Under Twenty, którą również testuje.
  • Do makijażu fluid antybakteryjny Under Twenty.

  • Doustnie- tabletki oczyszczające Visaxinum (poleciła mi je znajoma farmaceutka).

  • Jak najmniej dotykania twarzy, wyciskania itp.
  • Na gojące się wypryski- Sudocrem.

Czas trwania Wojny Pryszczowej- miesiąc ( powyżej opisane kroki stosuję od tygodnia,także wieści z frontu oraz recenzji ww. kosmetyków spodziewajcie się za ok. 3 tygodnie). 

Zaryzykuję i pokażę, jak wyglądała moja twarz przed rozpoczęciem kuracji.




Nie są może to zdjęcia najlepszej jakości, jednak myślę, że te niedoskonałości skóry widać. Po miesiącu wkleję zdjęcia i ocenicie, czy cokolwiek się zmieniło:)
Trzymajcie kciuki!

AA Wrażliwa Natura.

Poszukiwałam ostatnio pilnie jakiegoś nawilżającego kremu do twarzy. Padło na AA Oceanic, bo lubię tę firmę. Przyznam się, że uległam nieco reklamom w gazetach i skusiłam się na krem z serii Wrażliwa Natura, dla cery po 20 roku życia.
Jest to krem aktywnie nawilżający na noc.


Jak działa krem:
- organiczna woda z bławatka, pochodzącego z certyfikowanych upraw ekologicznych, bogata w sole mineralne oraz polifenole, działa kojąco i dodaje skórze blasku,
- organiczne masło karite, pochodzące z certyfikowanych upraw ekologicznych, doskonale odżywia i przyspiesza naturalne procesy regeneracji naskórka,
- wyciąg z pestek dyni wspomaga procesy odnowy skóry i łagodzi podrażnienia.
- gliceryna, wnikając w głębsze warstwy naskórka, nawilża skórę i pozostawia ją miękką w dotyku.


Krem zamknięty jest w plastikowym, wygodnym, estetycznym słoiczku. Ma pojemność 50ml. Krem jest leciutki, ma miłą, śmietankową konsystencje, delikatnie i nienachalnie pachnie. 


Wydajność przeciętna , nie używam go codziennie, ale niewielka ilość wystarczy, aby go rozprowadzić na twarzy. Niestety muszę nakładać kilka warstw. I tu przechodzę do sedna, a mianowicie działanie. Liczyłam na nawilżenie. Niestety tu się rozczarowałam. Krem nie daje mi uczucia nawilżenia ani ukojenia skóry. Lubię kremy na noc, które zostawiają delikatny film,ten tego nie robi. Co więcej, wchłania się błyskawicznie do matu, zostawiając skórę gładką i matową, jak po bazie wygładzającej, a co najgorsze, ściąga skórę! Nie pomaga nawet nałożenie kilku warstw, po każdej tak samo. To uczucie suchej ściągniętej skóry jak dla mnie przekreśla ten produkt. Plusem natomiast jest to, że nie podrażnia i nie zapycha. 
W opiniach o tym kremie wyczytałam, że efekty nawilżenia zauważa się po dłuższym stosowaniu, dlatego pewnie zużyje go do końca,jednak dla mnie ważne jest też natychmiastowe uczucie po nałożeniu kremu. Dlatego tez będę szukać dalej ideału:)